Marek Wasiluk
 

Blizny po nieudanym zabiegu nićmi PDO… jak były, tak są

Artykuł o kobiecie, której wykonano zabieg wypełniania lwiej zmarszczki nićmi, wzbudził spore emocje. Otrzymałem dużo pozytywnego feedbacku, a także zapytań, jak skończyła się ta historia. Dzisiaj więc uzupełnienie.

 

W ramach przypomnienia. Nici to nie jest dobry pomysł na lwią zmarszczkę. Dlaczego? Pisałem o tym w artykule: Nici na lwią zmarszczkę – powikłanie. Kobieta, która miała ten zabieg, mieszka daleko od Warszawy, więc swój problem stara się rozwiązać na miejscu. A aktualnym problemem są blizny.

Nici trzeba było wyjąć, tak jak sugerowałem to od początku, i zostało to wykonane w ramach zabiegu chirurgicznego, z zapewnieniem pacjentki, że nie będzie po zabiegu śladu. Powstały jednak blizny, co moim zdaniem jest naturalne i należało od razu o tym uprzedzić pacjentkę. Nie są duże, za to głębokie. Pewną trudnością jest to, że blizny są na czole, które anatomicznie są niewygodnym obszarem zabiegowym. Niemniej jednak problem jest w dość prosty sposób rozwiązywalny. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dlatego poprzedni artykuł kończył się optymistycznie, że z takimi bliznami każdy sobie poradzi, szczególnie że są świeże.

Okazuje się, że się pomyliłem, bo minęło kilka tygodni, a u kobiety nie widać poprawy. Przynajmniej tak wnioskuję z informacji i zdjęć od niej. Efektu nie ma. I prawdę mówiąc… raczej nie ma prawa być.

Zabiegi na blizny wymagają odpowiednich urządzeń. Z informacji od pacjentki wynika, że u niej te zabiegi wykonywano urządzeniem, które z założenia nie służy do działania na blizny. Oczywiście, możemy jakimkolwiek urządzeniem robić zabieg, zależy od tego, czy naprawdę nam zależy na efekcie, czy tylko udajemy, że nam zależy, a po paru miesiącach powiemy pacjentowi „no, nie wyszło”, a przy okazji stracimy najlepszy czas zabiegowy, gdy blizna jest świeża. Druga sprawa to częstotliwość zabiegów. Pacjentka miała ich zaledwie 2-3 w ciągu miesiąca. To zdecydowanie za mało, gdy nam zależy na uzyskaniu rezultatu.

Czasu jeszcze nie minęło wystarczająco dużo, by wyrokować o sukcesie terapii, ale sam pomysł i schemat działania wskazuje na to, że nic z tego nie będzie. Dlatego, tyle ile mogłem, doradziłem pacjentce, jakich rozwiązań powinna szukać dla siebie na lokalnym rynku.

Konkluzja jest jednak taka, że nawet proste blizny, nie są jak widzę proste dla wielu profesjonalistów.  To też pokazuje, że coraz trudniej jest pacjentowi wierzyć na słowo komuś, do kogo idzie na zabieg, a jeszcze trudniej, gdy pojawią się jakieś problemu. Chcemy oczywiście wierzyć, bo taka jest natura ludzka, ale potem zostajemy sami z problemem. Moje założenia co do obrazu medycyny estetycznej w Polsce się modyfikują cały czas – życie i opisy zabiegów i efektów zabiegów przesyłane do mnie sprowadzają mnie na ziemię. I jest to trochę przerażające, bo jako lekarz wykonujący ten zawód, chciałbym, aby pacjenci przychodząc do gabinetu medycyny estetycznej, mieli w pełni uzasadnione zaufanie, że trafiali do specjalistów, którzy naprawdę bardzo dobrze wykonają swoją pracę.

Zobacz też:
Zaburzenia wzroku po podaniu stymulatora tkankowego

 

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.