Historia, którą opisuję, nie ma na razie happy endu, bo jest zbyt świeża, ale piszę o niej na gorąco, gdyż sprawa wydaje mi się bardzo ważna. Chodzi o powikłanie po stymulatorze tkankowym i to nietypowym. Kobieta, u której się to zdarzyło, właśnie wybiera się do szpitala.
Ale piszę o tym, nie tylko ze względu na drastyczne zakończenie (szpital), ale przede wszystkim nietypowość tego, co się wydarzyło, a także, aby tym tekstem zaktualizować to, co już o stymulatorach tkankowych pisałem.
Stymulatory tkankowe – moja opinia
Poprzednie dwa teksty [Stymulatory tkankowe – co to jest, część 1 oraz Stymulatory tkankowe – efekty, część 2] wzbudziły dużo kontrowersji, jak zawsze, gdy piszę coś na przekór temu, co się dzieje na rynku. A rynek pokochał stymulatory tkankowe. Są to chyba najmodniejsze aktualnie zabiegi. Tymczasem ja takich zabiegów nie wykonuję.
Co więcej, napisałem, że „król jest nagi”, czyli że te wszystkie piękne szaty, w które ubiera się stymulatory tkankowe są iluzją, tylko nikt poza mną nie ma odwagi tego powiedzieć. Bo jak się sprzeciwiać temu, co modne i co przynosi ogromne zyski osobom wykonującym zabiegi, a jeszcze większe producentom i dystrybutorom preparatów.
Napisałem w tamtych tekstach, że przynajmniej tyle dobrego, że stymulatory tkankowe są certyfikowane i mimo że są mało skuteczne, to krzywdy nie zrobią. W związku z tym zaliczyłem te zabiegi do „lepszej”, bo certyfikowanej, mezoterapii.
I z tych dwóch rzeczy chcę się wycofać, bo przypadek, który opiszę, pokazuje, że niestety na dziś dużo jest już stymulatorów tkankowych bez certyfikatu, i że owszem, mogą zrobić krzywdę, i to bardzo dużą.
Zaburzenia wzroku po zabiegu stymulatorem tkankowym – co się wydarzyło
Najpierw rekonstrukcja tego, co się wydarzyło (od wtorku do poniedziałku).
Kobieta, 30+, miała we wtorek podany stymulator tkankowy. Po godzinie od podania doszło u niej do zaburzenia widzenia. Trwało to ok. piętnastu minut i ustąpiło.
Następnego dnia, w środę, takich epizodów pojawiło się w ciągu dnia kilka, więc przestraszyła się i pojechała na ostry dyżur okulistyczny. Kobieta poinformowała lekarzy na dyżurze, że epizody z zaburzeniem widzenia pojawiły się po wykonaniu zabiegu medycyny estetycznej.
Zbadano ją na tyle, na ile jest to możliwe na ostrym dyżurze okulistycznym. Lekarze potwierdzili, że problemy mogą być związane z zabiegiem, ale żadnej patologii w oczach nie zdiagnozowali. Poinformowali, że kobieta musiałaby się udać na bardziej precyzyjne badania oczu, specjalistycznym sprzętem, ale jest to niedostępne na dyżurze. Otrzymała pomoc doraźną w postaci dwóch leków na ukrwienie.
Oprócz epizodów z zaburzeniami widzenia, kobieta odczuwała bolesność w miejscach podania stymulatora, szczególnie w okolicach boku policzka i w jednej bruździe nosowo-wargowej. Zabieg stymulatorem wykonany był na całą twarz.
Następnego dnia, czyli w czwartek, kobieta pojechała do gabinetu, w którym miała wykonywany zabieg. Lekarka obejrzała ją, stwierdziła, że jest opuchlizna i podała zastrzyk sterydowy (najprawdopodobniej). Tu odnotuję od razu, że był to dobry pomysł. Nieszczęśliwe było to, że to był tylko jeden zastrzyk bez kontynuacji leczeniem doustnym.
Po tych dwóch lekach z dyżuru oraz zastrzyku sterydowym, sytuacja zmieniła się o tyle, że epizody zaburzeń wzroku, które kobieta miała w dzień, zmniejszyły się, za to pogorszyło jej się widzenie o zmroku, przy słabszym świetle.
Do mnie napisała w piątek i ponieważ uznałem sprawę za bardzo poważną, przyjąłem ją w sobotę. Wizualnie nie dostrzegłem ostrego stanu zapalnego na twarzy, jedynie delikatną tkliwość tkanki i resztki siniaków pozabiegowych. Zrobiłem dokładny wywiad medyczny i zebrałem szczegółowe informacje o zabiegu i o tym, co się działo po (czyli przeanalizowaliśmy też przebieg czasowy, od wtorku do soboty).
Zaordynowałem dodatkowe leczenie i kontakt w poniedziałek. Stan się nie poprawił, więc kobieta zgłosi się we wtorek do szpitala, Wiele jest w tym przypadku aspektów, które trudno logicznie wytłumaczyć.
Powikłanie po stymulatorze tkankowym – bardzo nietypowe objawy
Generalnie z punktu widzenia medycznego, objawy są nietypowe, bo z jednej strony wskazywałyby na jakiś ucisk na naczynko (lub zatkanie), ale pozostaje bez odpowiedzi pytanie, gdzie i w jakim mechanizmie? Z tego co pacjentka mówi, problem pojawił się godzinę po zabiegu. Pacjentka nie miała wcześniej zaburzeń wzroku. Więc ewidentnie czasowo ma to związek z zabiegiem. Ale nietypowo, bo problem dotyczy obu oczu (chociaż jednego bardziej).
Logicznie myśląc, mało prawdopodobne, żeby lekarka miała takiego pecha, żeby z dwóch stron przytkała naczynko (bezpośrednio preparatem lub uciskając). Zresztą, stymulatory tkankowe nie powinny zbytnio przytykać naczynek, bo mają dość rzadką konsystencję. A jeszcze kolejna sprawa – problem pacjentki nie jest ciągły (a taki powinien być po zatkaniu naczynka), tylko epizodyczny, kilkanaście minut zaburzeń wzroku i powrót do normalnego widzenia, i tak co kilka godzin. W dodatku po leczeniu pojawił się inny schemat – w dzień widzenie jest ok, za to przy gorszym świetle są zaburzenia.
Nie jestem okulistą, więc od tej strony się nie potrafię powiedzieć, czemu akurat takie zaburzenia widzenia się pojawiły, ale miejsca podania preparatu, z wyjątkiem bruzdy nosowo-wargowej, nie wskazują na to, że, mogłyby się pojawić takie objawy w wyniku zatkania naczynek w obrębie oka, w dodatku w obu oczach, w dodatku tak, że raz są, a raz ich nie ma. Więc to są nietypowe rzeczy.
Podejrzany preparat – bez certyfikatu
Pacjentka zrobiła zdjęcie opakowania preparatu. Okazało się, że miała wykonany zabieg stymulatorem tkankowym bez odpowiedniego certyfikatu. Preparatem, który nie został dopuszczony do obrotu w Europie w tych wskazaniach, do jakich został zużyty, do iniekcji. Jednocześnie jednak nie jest to preparat zdobyty „z bazaru”, bo na opakowaniu jest po polsku napisane, że „wyłącznym dystrybutorem na Polskę jest…” (niestety nie mogę podać nazwy, żeby nie być oskarżonym o czarny PR). A to oznacza, że nie jest to preparat sprzedawany w jakichś pojedynczych ilościach, przemycony w walizce, ale że ktoś robi na tym normalny biznes i w dodatku nie uważa za problem sprzedawanie bez skrępowania czegoś, co nie jest certyfikowane do iniekcji w ludzkie ciało.
Przypomniała mi się analogia, do przypadku, który opisywałem na blogu [Bezpieczeństwo w medycynie estetycznej] Pacjentka miała poważne powikłania po karboksyterapii pod oczami i dochodziliśmy wspólnie do tego, co mogło się stać. Kobieta zadzwoniła w końcu do firmy, która dostarczała sprzęt, żeby zapytać, skąd był dwutlenek węgla użyty w zabiegu i dowiedziała się, że „zaopatrują się w hurtowni rowerowej w Częstochowie” (tak to mniej więcej brzmiało).
Niby dwutlenek węgla jest uniwersalny/taki sam, bo to związek chemiczny, ale w zabiegach medycyny estetycznej chodzi o czystość tego CO2. Tamta pani miała powikłanie prawdopodobnie przez mikroopiłki, np. farby lub metalu, które znajdowały się w takim naboju z dwutlenkiem węgla do rowerów. Jak ktoś pompuje rower, mikroopiłki są bez znaczenia, jednak jak się je wciska pod skórę człowieka, to stanowią poważny problem. Ale to się zdarzyło jakieś 10 lat, a dla medycyny estetycznej dekada to jak lata świetlne w rozwoju także świadomości i odpowiedzialności. Tak by się wydawało. Tymczasem jak widać, rynek w ogóle się nie zmienił.
Zobacz koniecznie:
Bezpieczeństwo w medycynie estetycznej
Przyczyny zaburzeń wzroku
Przyznam, że na tym etapie nie wiadomo, co jest bezpośrednią przyczyną zaburzeń wzroku. Nie wiem, co zostało uszkodzone i w jakim mechanizmie. Więc to, co teraz piszę, to są różnego rodzaju rozważania i hipotezy.
Miejscowo przytkana tętniczka ma wytłumaczenie, ale jak pisałem – słabe, przez fakt, że zaburzenia wzroku są z obu stron, co statystycznie jest mało prawdopodobne.
Ale może mechanizm jest inny. Kiedy opisywałem na blogu przykłady zaburzeń widzenia lub martwicy po podaniu wypełniacza, mówiłem o dwóch mechanizmach, które mogą się zadziewać. Pierwszy to zatkanie naczynka poprzez wprowadzenie do niego wypełniacza. Drugi to ucisk naczynka, gdy wypełniacz jest za blisko.
Jeśli skupimy się na tym pierwszym, to może się też zdarzyć tak, że to co wprowadzamy do naczynka, płynie z krwią i zatyka gdzieś dużo dalej jakieś drobniejsze naczynko, a wtedy nie do końca wiadomo, gdzie coś szkodliwego/zatykającego przewędrowało i czy nie dopłynęło nawet do mózgu.
Kiedyś pisałem, w kontekście powikłań, o mężczyźnie, który stracił wzrok po usuwaniu hemoroidów, Wydaje się nielogiczne, i bezpośrednio patrząc tak jest, ale mając wiedzę medyczna i po głębszej analizie oczywiste jest, że pośrednio już nie jest nielogiczne, bo u pacjenta po zabiegu wdała się sepsa, która spowodowała powstanie skrzepu, który przepłynął z krwią i zatkał naczynko w oku.
Skoro o mechanizmach mowa, widzenie to złożony proces. Z grubsza rzecz opisując – widzenie polega na tym, że mamy oko z siatkówką, które zbiera informacje i mamy włókna nerwowe przesyłające informacje do mózgu, który interpretuje, co „oko widzi”.
Jeśli zatka się tętnica unaczyniająca oko, to mamy problem na etapie zbierania fotonów światła. Ale może się też zadziać coś na etapie interpretacji, czyli w mózgu.
Reakcje alergiczne, toksyczne
W przypadku tej pacjentki dochodzi jeszcze jej ogólny stan zdrowotny. Ta pani ma już kilka epizodów przewlekłego leczenia sterydowego z powodu różnych alergii. Ma więc organizm bardziej reaktywny. Jeśli więc wprowadzimy do jej organizmu niecertyfikowany preparat, w którym nie wiadomo do końca co jest, to może na taką osobę zadziała toksycznie w jakimś mechanizmie. Prawdopodobieństwo nie jest duże, ale nie można tego wykluczyć.
Nieszczęśliwy zbieg okoliczności
Próbując wyjaśniać problem ze wzrokiem od strony medycznej można rozważać jeszcze jedną okoliczność. Że jest to tylko zbieg okoliczności, i problem jest niezwiązany z samy zabiegiem podania stymulatora tkankowego, a jakąś rozwijającą się chorobą. Ale wydaje się to mało prawdopodobne wyjaśnienie, głównie z powodu tego, że problem się pojawił w ciągu godziny po zabiegu.
Jak postępować?
Objawy u kobiety są mega nietypowe, bardzo dziwne, co nie zmienia faktu, że dotychczasowe postępowanie też nie było optymalne. Należało na początek założyć, że to ma związek z zabiegiem i zareagować od razu mocniejszą dawką leków, i rozrzedzających, i sterydowych, i ogólnoustrojowych plus wprowadzić miejscową terapię (nawet jeśli ta hipoteza okaże się błędna). I nie podanych doraźnie, jednorazowo (kobieta dostała tylko jeden zastrzyk sterydowy), ale jako kompleksowe leczenie. Tego, czego się nie zrobi od razu, często nie da się potem nadrobić.
Człowiek bez tlenu wytrzyma kilka minut, bez wody kilkadziesiąt godzin, bez jedzenia kilka tygodniu. Więc w zależności od tego, czego mu brakuje, trzeba reagować szybciej lub wolniej. Podobnie w przypadku powikłań. Są takie, że mamy nawet kilka tygodni na „naprawienie” i nic nieodwracalnego się nie dzieje. A są takie, gdzie liczy się każda godzina (np. przy zatkanych naczynka).
U kobiety, ponieważ sprawa dotyczyła wzroku, a pierwsze objawy pojawiły się po godzinie, w ciągu doby powinno być wdrożone maksymalnie mocne leczenie, bez czekania, czy ten lek coś da, a może ten zastrzyk, a może jeszcze coś innego.
Pacjentka w sobotę pytała mnie, czy jej zdrowie wróci do stanu wyjściowego. I nie mogłem jej powiedzieć, że na pewno tak, bo nie wiem, co się zadziało a do tego minęły już 3-4 doby od zabiegu, a nikt nie wdrożył kompleksowego leczenia, żeby zminimalizować ryzyko trwałego uszkodzenie wzroku.
Znowu przychodzi mi do głowy analogia. Jak przecieka tama – robi się szczelinka, zaczyna ciec woda – to nie zabetonowuje się jedynie tego fragmentu, który cieknie, tylko kompleksowo od razu patrzy na całość – spuszcza wodę, żeby zmniejszyć naprężenie, wzmacnia konstrukcje, itp., bo jak się tego nie zrobi od razu i na dużą skalę, to z każdą mijającą godziną może się okazać, że jest już za późno i szkody będą nieodwracalne (nie wiem, czy tak się robi naprawdę w przypadku uszkodzenia tamy, bo nie znam się na tym, ale myślę, że ten obraz pokazuje, co mam na myśli, pisząc o kompleksowym leczeniu).
Dziś, gdy publikuję ten tekst (wtorek, tydzień po zabiegu) pacjentka wybiera się do szpitala, bo jej stan nie poprawił się i trzeba zrobić kompleksową diagnostykę. Na pewno wrócę do tematu, gdy będę miał więcej informacji, jak zakończy się ta historia.
Podsumowanie
Jak widać, stymulatory tkankowe to nie jest zjedzenie cukierka, wstrzyknięcie igłą wody pod skórę czy pobranie krwi. Każda ingerencja w ludzkie ciało przez iniekcję może spowodować różnego rodzaju reakcje. A świadomość tego niestety jest mała, mam wrażenie, że wręcz kształtuje się w drugą stronę, że to jest proste, miłe i 100% bezpieczne. W dodatku, jak widać istnieje duża szara strefa na rynku dystrybucji preparatów. Firmy (i ludzie) nie boją się i sprzedawać preparatów, które nie są certyfikowane. Pytanie dlaczego nie są certyfikowane? Bo niby muszą, ale nie muszą – o tym w kolejnym artykule.
Dlatego updatuję to, co napisałem o stymulatorach tkankowych Okazuje się, że NIE wszystkie są certyfikowane (pojawiła się moda, więc producenci/importerzy zaczęli hurtowo wypuszczać niesprawdzone produkty) i TAK, można nimi zrobić krzywdę.
A powyższy przypadek po raz kolejny pokazuje, że medycyna estetyczna jest medycyną, a nie beztroskim wstrzykiwaniem preparatów w ciało czy strzelaniem laserami w skórę.
W oddzielnym tekście zajmę się kwestią, jak to możliwe, że lekarz, i nie-lekarz. wykonuje zabieg preparatem bez certyfikatu.
Urszula | 2023/06/19
|
Jestem w drugiej dobie po karboksyterapii i u mnie również pojawiają się zaburzenia ostrości widzenia, pierwszy raz wystąpiły kilka godzin po zabiegu i wracają co parę godzin. towarzyszy uczucie potrzeby przecierania oczu by wyostrzyć widzenie. przestraszyłam się i zadecydowałam o zaniechaniu jakichkolwiek zabiegów kosmetycznych ingerujących w moje ciało. dziękuję za ten tekst panie doktorze i kibicuję w walce o jakość i świadomość w kosmetologii i medycynie.