Marek Wasiluk
 

Wyjazdy inspirują. Czy zostanę ekspertem od choroby Gravesa-Basedowa?

W ubiegłym tygodniu odbyłem międzykontynentalny maraton wyjazdowy. Dwa dni w Niemczech i od razu dwa dni w Japonii. To była intensywna praca, która paradoksalnie w ogóle mnie nie zmęczyła. Przeciwnie, doładowała mnie energią.

Do Niemiec latam rutynowo, natomiast w Japonii byłem pierwszy raz. Lubię te wyjazdy, nie tylko dlatego, że poszerzają mi perspektywę na dziedziny, którymi się zajmuje, ale też ze względu na to, że mogą czas w samolocie wykorzystać na retrospekcję zabiegów, które wykonuję. Biorę ze sobą zdjęcia pacjentów, przed i po zabiegach, oglądam, analizuję, wyciągam wnioski, obmyślam nowe terapie.

Lek na chorobę Gravesa-Basedowa

Do Niemiec poleciałem na zlecenie amerykańskiej firmy farmaceutycznej, która prowadzi wiele badań nad lekami. Tym razem sprawa dotyczyła leku na chorobę Gravesa-Basedowa, nietypową chorobę autoimmunologiczną, powiązaną z nadczynnością tarczycą, objawiającą się m.in. wytrzeszczem oczu. To nie tylko wygląda dość strasznie, ale przede wszystkim jest bolesne.
W Mainz znajduje się tzw. ośrodek referencyjny dla całych Niemiec, zajmujący się tą chorobą, dla firmy farmaceutycznej strategiczny w sensie biznesowym, bo do ich projektu włączył najwięcej pacjentów na całym świecie (a projekt jest prowadzone wielu krajach).

Mimo iż firma ma w Niemczech swój oddział, prace na tym etapie badań na lekiem (bardzo obiecującym notabene jeśli chodzi o skuteczność) zleca mnie, bo znany jestem w środowisku badań klinicznych z tego, że… szukam dziury w całym (ale w sensie pozytywnym). Kontrole tego typu wykonuję od kilkunastu lat, wiem doskonale, gdzie mogą być słabe punkty. Moim zadaniem jest m.in. spojrzeć systemowo i niestandardowo oraz ocenić, czy procedury są zgodne z przepisami, czy jest coś, co można usprawnić.

Ten rodzaj pracy daje mi kontakt z obszarem prawdziwej medycyny, tej na etapie wcześniejszym niż leczenie. Przeciętny lekarz jest wykonawcą, otrzymuje gotowe leki, metody i procedury, i przekłada je na pacjenta oraz kliniczną efektywność. Jest to oczywiście bardzo trudne z punktu widzenia lekarza, bo każdy pacjent inaczej reaguje na leki, mimo tej samej dawki, wymaga to indywidualnego podejścia, ale jednak rolą lekarza (nie mówię o naukowcach) nie jest zazwyczaj wymyślanie nowych terapii, leków, badanie mechanizmów molekularnych. Ja też oczywiście tego nie robię, bo to robią to naukowcy, biotechnolodzy, ale w dużym stopniu w tym uczestniczę.

Brałem udział w pracach nad wieloma innowacyjnymi terapiami, np. przy szczepionkach na rotawirusa, malarię, czy teraz przy leku na chorobę Gravesa-Basedowa. Wiadomo, że nie staję się przez to ekspertem od tych chorób, ale dużo się dowiaduję o ich mechanizmach. Jest to logiczne, bo żeby rozumieć mechanizm działania leków, trzeba najpierw rozumieć mechanizm choroby.

Mimo iż nie ma to bezpośredniego przełożenia na główny obszar mojego działania, czyli medycynę estetyczną, to bardzo poszerza moje myślenie o ludzkim organizmie i jego funkcjonowaniu. W sytuacji, gdy zajmuję się medycyną przeciwstarzeniową, i gdy bazą moich działań są metody regeneracyjne, wszechstronne rozumienie mechanizmów chorób i ich leczenia, oraz generalnie – otwartość na innowacje, jest kluczowa w tworzeniu moich autorskich rozwiązań. Do tego dochodzi czerpanie inspiracji przez działanie w międzynarodowym środowisku naukowców i lekarzy.

Korea dogania Japonię

W Japonii byłem na spotkaniu biznesowym dotyczącym współpracy. Nie mogę jeszcze podzielić się szczegółami, więc napiszę jedynie o pewnej obserwacji i zaskoczeniu. To było moje pierwsze zetknięcie z Japonia. Zawsze mi się wydawało, że ten kraj przoduje technologicznie nad Koreą Południową, i niby tak jest, ale mam wrażenie że w ciągu dwudziestu lat Korea prześcignie Japonię. Skąd te wnioski? Japończycy wydają się trochę bardziej wyluzowani, podczas gdy Koreańczycy pędzą do przodu. Nawet obserwacja ulicy daje dużo do myślenia – japońskie samochody są bardziej praktyczne i starsze, a w Korei są nowe, duże, elektryczne. Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie ludzie, bardzo otwarci, łatwo wchodzą w interakcje. Mam nadzieję, że w ciągu pół roku – roku, będę mógł napisać więcej o zawodowych efektach tej wizyty.

Ostatni komentarz
  • Pan jest dentystą, czy nie uważa pan że pana działalność stawia w złym świetle polskich lekarzy? Powinien pan wiedzieć, że w niemczech medycyna estetyczna jest zastrzeżona dla lekarzy specjalistów, Jeszcze zajmuje się pan farmakologią? to jest rażące jak polska pozwala takim ludziom jak pan na jakiekolwiek praktyki. w niemczech to by pan co najwyżej mógł zajmować się stomatologią estetyczną.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.