Marek Wasiluk
 

Przełom w leczeniu blizn potrądzikowych – przypadek pacjentki

Dzisiaj chciałbym podzielić się wyjątkowym przypadkiem, który może stanowić przełom w leczeniu specyficznych blizn potrądzikowych

Historia pacjentki

Zgłosiła się do mnie pacjentka z tendencją do rozdrapywania wszelkich zmian na skórze, co doprowadziło do powstania licznych blizn i nierówności (rozdrapywała potrądzikowe krostki). Obejmowały ramiona, klatkę piersiową, plecy i dekolt. Były to typowe blizny potrądzikowe – drobne, rozmieszczone na dużych powierzchniach skóry, lekko wypukłe, o nierównej strukturze i zaburzeniach kolorytu (lekko odbarwione).

Blizny potrądzikowe na dużych powierzchniach typu całe plecy, szczególnie w postaci dużej ich ilości, ale drobne, lekko wypukłe, są jednymi z najtrudniejszych do skorygowania. Są trudne w korekcji, wymagają poświęcenia pacjenta z racji agresywności zabiegów i dużej powierzchni, a jednocześnie efekt jest nieprzewidywalny, czasem może być wręcz odwrotny. Dlatego często odmawiałem wykonywania takich zabiegów, mówiąc, że niewiele da się z taki bliznami zrobić, że ryzyko jest zbyt duże.

Nowe podejście

Odradzałem pacjentce zabieg, mówiąc, że aby uzyskać efekt powinniśmy tak naprawdę zedrzeć jej skórę, a zdzieranie skóry na dużej powierzchni to duży problem w gojeniu i ryzyko, że efekt po zagojeniu może być gorszy niż przed.
Pacjentka jednak nie chciała się poddać i przekonała mnie do przetestowania zabiegu na niewielkim fragmencie skóry. Zdecydowałem się na to, bo od dziesięciu miesięcy dysponuję nowym laserem frakcyjnym, który kupiłem częściowo z myślą o tego typu problemach. Pisałem o tym laserze pokazując mechanizm oszustw w medycynie estetycznej TUTAJ

Uprzedziłem o agresywności zabiegu i wykonałem zabieg testowy na ramionach. Parametry ustawiłem tak, aby zrobić zabieg jak najmocniej na blizny, a jednocześnie paradoksalnie jak najlżej laserem, aby zachować bezpieczeństwo zabiegu.

Prawdę mówiąc mało wierzyłem w powodzenie zabiegu i zapomniałem o pacjentce na półtora miesiąca, czyli do czasu, gdy zgłosiła się na drugi zabieg.

Efekt zabiegu – przełom w terapii

Najpierw odpytałem pacjentkę, jak się goiła skóra po pierwszym zabiegu. Powiedziałam że przez pierwsze trzy dni nie mogła w ogóle spać na boku, bo cały obszar poddany zabiegowi był jedną wielką raną. Proces regeneracji był długotrwały, ale skóra się wygoiła (choć jeszcze częściowo jest czerwona).

A potem obejrzałem pacjentkę, porównałem ze zdjęciami sprzed półtora miesiąca i mnie zatkało.

Jednym zabiegiem udało się niemal całkowicie wygładzić skórę!
W mojej piętnastoletniej praktyce nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby jedna sesja laserowa zniwelowała tak trudne blizny (niby nieduże, ale stare na rozległej powierzchni). Ramiona pacjentki stały się gładkie, struktura skóry wyrównała się, a większość blizn zniknęła.

Dlaczego to zadziałało?

Przebudowanie skóry do tego stopnia jednym zabiegiem, jest naprawdę niezwykłe. Odpowiedź na pytanie, jak to się zadziało, wciąż mnie nurtuje. Teoretycznie nie powinno się to udać w takim stopniu, aczkolwiek, z drugiej strony, kilka czynników mogło wpłynąć na sukces.

Przede wszystkim to, że zastosowałem nowy laser frakcyjny. Mam cztery różne lasery frakcyjne i jestem przekonany, że żaden inny nie dałby takiego efektu.

Jego specyficzne parametry pozwoliły na przeprowadzenie mocnego, ale kontrolowanego zabiegu. Ten zabieg był jednocześnie bardzo mocy i słaby; mocny – bo zdarłem niemal całkowicie skórę pacjentki, a słaby – bo zrobiłem to jak najmniej agresywnie. Teoretycznie – przy tych parametrach zabieg nie miał prawa zadziałać aż tak dobrze. Z drugiej strony – gojenie się było długie i dość drastyczne.

Istotna była też determinacja pacjentki i jej gotowość na agresywny zabieg, a także na długi proces gojenia. Wiedziała, że czeka ją trudny okres regeneracji, była też przygotowana na ryzyko niepowodzenia. To co najgorszego mogło się wydarzyć to pogorszenie blizn zamiast poprawy.

Wnioski

Dla mnie to co się wydarzyło jest pewnym przełomem w leczeniu tego typu blizn. Bo przez lata byłem sceptyczny z różnych doświadczeń, co do sensu zajmowania się tego typu bliznami, bo skutecznie usunąć było bardzo ciężko, a już na pewno nie w tak krótkim czasie. Tymczasem okazuje się, że odpowiednie połączenie technologii, precyzyjnych ustawień i determinacji pacjenta może dać spektakularne efekty.

To także lekcja dla mnie – czasem warto wyjść poza utarte schematy i podjąć ryzyko. Nie chodzi o to, by na siłę szukać rewolucji, ale o to, by mieć otwartość na testowanie nowych możliwości.

Będę bacznie obserwować ten przypadek oraz efekty u kolejnych pacjentów. Czy to faktycznie nowa metoda, czy wyjątkowy przypadek? Czas pokaże.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.