Newsweek Zdrowie w najnowszym numerze zajmuje się tematyką zdrowia u osób 40+. Dla mnie to była okazja do udzielenia wywiadu na temat odmładzania w tej grupie wiekowej
Dobry czas na odmładzanie
O tym, że odmładzanie może być jednocześnie skuteczne i naturalne rozmawiamy z dr. Markiem Wasilukiem
Czy 40+ to dobry czas, by zacząć zabiegi medycyny estetycznej?
Po 40. roku życia objawy starzenia są widoczne na twarzy każdego, choć indywidualnie – ktoś ma cienie pod oczami, lwią zmarszczkę lub przebarwienia, komuś innemu opadają policzki albo przeszkadzają zmarszczki. To doskonały moment, aby zacząć kompleksowo myśleć o swoim wyglądzie, zarówno w perspektywie kilkumiesięcznej, jak i wieloletniej.
Coraz więcej mam pacjentek świadomych procesów starzenia i tego, że można temu zapobiec. Ustalam z nimi terapie długofalowe, które mają wpisane w kalendarz w podobny sposób, jak planuje się wizyty u fryzjera, stomatologa czy badania profilaktyczne.
Jakie są najlepsze zabiegi odmładzające?
W zabiegach odmładzających w zakresie technologii stawiam najbardziej na laseroterapię (mam ok. 20 laserów, inne stosuję na odmładzanie, inne na naczynka, czy przebarwienia), a w zakresie preparatów na biostymulatory (np. Ellanse). Moim ulubionym zabiegiem u osób 40+ jest radiofrekwencja mikrofigłowa, uzupełniona laserem frakcyjnym.
Zobacz też: Laser frakcyjny do odmładzania twarzy
A nie kwas hialuronowy?
W medycynie estetycznej kieruję się kilkoma zasadami: nie ulegam modom i przekazom marketingowym, stosuję synergię zabiegów, cały czas się dokształcam, wprowadzam autorskie rozwiązania i mam tak dużo różnorodnych urządzeń, że mogę zmierzyć się z każdym problemem. Kwas hialuronowy daje szybki efekt, ale jest on krótkotrwały i na ogół sztuczny. To że jest on powszechny, nie oznacza, że jest najlepszy. Ja stosuję nowoczesną i zaawansowaną medycynę estetyczną, w której priorytetem jest skuteczność, trwałość rezultatów i zachowanie naturalnego efektu, dlatego preferuję metody pobudzające organizmu do regeneracji.
Dokąd zmierza medycyna estetyczna?
Z jednej strony jej możliwości bardzo się poszerzają, z drugiej następuje duża dewaluacja samego terminu, wskutek niekompetencji, braku jasnych regulacji prawnych i zachłanności.
Gdy człowiek idzie na zabieg do szpitala, zakłada, że będzie operował go chirurg, a znieczulenie poda anestezjolog. To postrzeganie przenosi się na moją branże. Ludzie idą do „kliniki medycyny estetycznej”, która często nie ma nic wspólnego z kliniką, medycyną, ani estetyką. Są oni przekonani, że trafiają w kompetentne miejsce, bo ładnie wygląda i ładnie się nazywa. Dopiero, gdy pojawią się komplikacje czy powikłania, odkrywają, że zabiegu nie wykonywał lekarz i że nie ma im kto pomóc. Trafiają wtedy do mnie z powikłaniami, traktując mnie jak ostatnią deskę ratunku.
Zobacz też wywiad: W medycynie estetycznej szukam nowych wyzwań