Na początku roku były u mnie na zabiegu mama z córką, Aneta Pondo, redaktorka naczelna Miasta Kobiet i Orka Politowicz. Oto wpis gościnny z tego, co się działo w gabinecieMama: laser frakcyjny ablacyjny
Mama: laser frakcyjny ablacyjny
Aneta Pondo: To mój drugi w życiu zabieg laserem frakcyjnym ablacyjnym CO2. Na pierwszy zdecydowałam się rok temu i od razu zostałam jego fanką. Niby wiedziałam, że laser ablacyjny to must have odmładzania, zapoznałam się dokładnie z mechanizmami działania, ale się bałam. Nie tyle nawet złego wyglądu bezpośrednio po i konieczności siedzenia w domu przez tydzień, ale bólu, pieczenia, dyskomfortu. Z perspektywy dwóch zabiegów mogę powiedzieć, że jak zrobi się raz, to kolejny nie stanowi żadnego problemu.
Zabieg wykonywany jest w znieczuleniu, więc w trakcie czułam parzące ukłucia przez moment tylko w kilku najwrażliwszych miejscach (np. na powiece). Pieczenie pojawia się po zabiegu i trwa (przynajmniej u mnie, bo to indywidualna kwestia) ok. 2-3 godzin. Zima jest idealną porą na zabieg, bo można ten czas… przespacerować i mieć naturalne chłodzenie twarzy.
A co do wyglądu, opisałam to dokładniej w poprzednim tekście „Odmładzanie laserem frakcyjnym ablacyjnym”, więc nic nie mogło mnie zaskoczyć.
Zaniedbałam tylko jedną rzecz, więc uprzedzam, jeśli macie skłonność do opryszczki, nie zapominajcie o regularnym braniu leku na opryszczkę kilka dni po zabiegu. Ja w tym roku zlekceważyłam sprawę i łykałam tabletkę tylko raz dziennie, a w trzecim dniu w ogóle zapomniałam i… pojawiła się opryszczka na wardze. Na szczęście nieduża, ale dało mi to do myślenia, że nie mogę odpuszczać takich rzeczy tylko dlatego, że za pierwszym razem nie miałam opryszczki.
Póki zima trwa, bardzo wam rekomenduję ten zabieg. Więcej o moim doświadczeniu można przeczytać też TUTAJ
Obejrzyjcie film z zabiegu tutaj:
https://www.instagram.com/reel/C1cANYAoIQs/?utm_source=ig_web_copy_link
Córka: toksyna botulinowa na bruksizm
Orka Politowicz: O tym zabiegu mówił mi fizjoterapeuta i nauczycielka emisji głowy. Mowa o podaniu toksyny botulinowej w żuchwę (dokładnie w mięśnie żwacza), po to, by ją rozluźnić. Bruksizm objawiał się u mnie napięciem obręczy barkowej i karku, bólami w okolicach skroni, częstymi bólami głowy, a czasem nawet uszu. Odczuwałam też nieustanne napięcie żuchwy i nigdy nie mogłam jej do końca rozluźnić na zawołanie. Często śnił mi się ból i wypadanie zębów, nieraz też budziłam się ze zdrętwiałą szczęką.
Byłam na tyle zdeterminowana, by coś z tym zrobić, że zdecydowałam się na podanie toksyny igłą w mięśnie, mimo iż mam fobię na punkcie igieł, a zabieg wymagał kilku wkłuć w każdy policzek. Zabieg trwał kilka minut, nie wymagał znieczulenia, nie bolał, nie pozostawił śladu na skórze.
Próbowałam różnych metod rozluźnienia żuchwy (np. masaż kobido, masaż transbukalny), ale dopiero po podanie toksyny botulinowej po raz pierwszy poczułam, że mam rozluźnioną szczękę. O zabiegu można przeczytać TUTAJ