O pacjentce, która trafiła do mnie z poważnymi powikłaniami po wypełnieniu kwasem hialuronowym policzków, brody i ust, pisałem już dwukrotnie, informując o przebiegu leczenia.
Zobacz, jak to się zaczęło:
Ropień na brodzie, strupy na ustach – powikłanie po kwasie hialuronowym
I jak przebiegało leczenie:
Nietypowe powikłania po kwasie hialuronowym – nie da się ich opanować
Czas na kolejną aktualizację, aby uzmysłowić, jakimi etapami i jak długo przebiega wyprowadzanie pacjentów z powikłań do stanu sprzed lub przynajmniej akceptowalnego.
Ropnie, strupy i przetoka
Kobieta miała wykonany zabieg w marcu. Do mnie trafiła w maju z ropniami, strupami i przetoką. Kiedy piszę ten tekst jest koniec października, czyli od momentu, kiedy pacjentka pojawiła się u mnie, do momentu, kiedy może odetchnąć z ulgą, że problem został rozwiązany, minęło pół roku. Biorąc pod uwagę jej drastyczny stan wyjściowy, a także to co pisałem w tekście pod koniec sierpnia (że raz jest lepiej, raz gorzej, i że niektóre miejsca już opanowane, a inne ciągle się uaktywniają), mogę stwierdzić, że było to tempo ekspresowe.
Przypomnę – problem dotyczył brody, ust i policzków. Od początku informowałem pacjentkę, że nie uniknie się blizn na brodzie i co więcej, że będą trudne do skorygowani, ponieważ są po przetoce, czyli nie tylko w skórze, ale też w tkance podskórnej. Dlatego uprzedziłem pacjentkę, że owszem, da się poprawić stan blizn, ale żeby nie nastawiała się na super efekt. Jedna przetoka była mniejsza, druga większa, na brodzie były więc dwa ślady.
Nie perfekcyjnie, ale stan akceptowalny
Zanim napiszę, jaki był efekt terapii na blizny, które pozostały na brodzie, dygresja dotycząca pozostałych części twarzy, które zostały dotknięte powikłaniem. Usta zostały doprowadzone do stanu wyjściowego; nic złego się już w tym obszarze nie dzieje. Policzki, co opisywałem w poprzednim tekście, długo stanowiły problem. W tym momencie doprowadziłem je do stanu akceptowalnego. Nie jest perfekcyjnie, ale już nie bolą i nie ma stanu zapalnego. W dotyku są twardsze niż powinny, jednak zostawiliśmy je, bo nic się już nie poprawia w trakcie dalszej terapii, ale też na szczęście nic się już nie pogarsza.
Terapia na blizny
Po opanowaniu stanów zapalnych, zaczęliśmy terapię na blizny na brodzie. Głównie była to laseroterapia. Pacjentka na początku października przyjechała na czwarty zabieg po dłuższej nieco przerwie niż przerwy między pierwszymi trzema zabiegami. Kiedy ją zobaczyłem byłem w lekkim szoku, bo po bliznach niemal nie było śladu. Ten czwarty zabieg wykonaliśmy, żeby ciut jeszcze skorygować to, co zostało, ale już nawet bez tego, stan skóry był akceptowalny.
Zaskoczyło mnie zarówno tempo terapii, bo 3-4 zabieg to bardzo mało na poradzenie sobie z bliznami, zwłaszcza takimi. Ale też – skuteczność, bo po bliznach niemal nie pozostał ślad. Jeśli ktoś nie wie, że były w tym miejscu blizny, to się nie zorientuje.
Na zdjęciach: stan wyjściowy; zdjęcie z widocznymi bliznami; stan po 3. zabiegu.
Czas na podsumowanie i wnioski
Podsumowanie: Pacjentka dojeżdżała do mnie z daleka, a więc straciła sporo czasu, gdyż łącznie miała kilkanaście wizyt. Poniosła też koszty finansowe. Dodatkowo, organizm doznał sporego obciążenia, bo oprócz zabiegów, konieczne były mocne leki.
Wnioski: Pierwszy jest taki, że jeden nieumiejętnie wykonany zabieg (nie wiem do końca, co się zadziało, za mało miałem danych) i nieumiejętne zarządzanie powikłaniem po nim, spowodowały lawinę problemów. Drugi wniosek jest optymistyczny – nawet przy dużych i skomplikowanych powikłaniach, przy odpowiednio wdrożonej terapii, jest nadzieja na poprawę, a nawet niemal całkowite doprowadzenie tkanek do normalnego stanu. Efekt finalny u pacjentki jest bardzo dobry.