Marek Wasiluk
 

Film Botoks i suplementy

Film „Botoks” bije podobno rekordy oglądalności. Sam się do tych statystyk przyczyniłem, bo obejrzałem film, namawiany przez wiele osób, które bardzo chciały poznać moje zdanie na temat tego, co jest w nim prawdą, a co nie.

Filmy kręci się po to, żeby na nich zarobić i w „Botoksie” jest wszystko, co musi być, żeby się film dobrze sprzedał, czyli seks, pieniądze, kariera, a do tego sceny z porodów – dość naturalistyczne, szczególnie wyjmowanie dziecka z brzucha w czasie „cesarek”. To zresztą sprawiło, że treść filmu sprowadziła się do ginekologii, spychając na bok pozostałe wątki.
Nie jest jednak „Botoks” w moim mniemaniu ani filmem o medycynie ani o lekarzach. Jeden z wątków pokazuje natomiast mechanizmy działania firm farmaceutycznych. Cóż, mechanizmy korupcyjne funkcjonują w każdej branży. Każdej firmie chodzi o to, żeby jak najwięcej sprzedać. W tym akurat przypadku rzecz dotyczy mechanizmów sprzedaży suplementów – i tu od razu można zakwestionować wiarygodność, bo w filmie potraktowano suplementy jako leki, na które lekarz musi przepisać receptę, a w rzeczywistości nie ma takiego obowiązku i tego nie czyni. Poza tym leki na receptę nie pojawiają się w reklamach, bo to jest prawnie zakazane.

Kadr z filmu Botox, fot. materiały prasowe

Kadr z filmu Botox, fot. materiały prasowe

Skoro jednak o suplementach mowa, to już niezależnie od filmu, jest to wątek do którego chętnie wrócę (pisałem o nich w artykule: Suplementy, nie daj się oszukać  i Suplementy a badania kliniczne).
Rynek suplementów jest tak ogromny i tak zyskowny, że skłania producentów do wymyślania coraz to nowych problemów (np. syndrom niespokojnych nóg), na które suplementy mogą pomóc. Zadam pytanie: dlaczego reklamy leków bez recept (tzw. OTC) i suplementów są w ogóle dozwolone? Odpowiedź jest prosta. To są potwornie duże pieniądze dla branży reklamowej. W 2016 roku największymi reklamodawcami były firmy, które produkują suplementy. Wydają one na reklamę więcej niż branża spożywcza i telekomunikacyjna. Był oczywiście pomysł, by zakazać reklamy leków bez recepty i suplemetów, ale szybko upadł, bo okazało się to nieekonomiczne, dla wszystkich uwikłanych w ten rynek. W ramach symulacji, które miały określić, co by się stało, gdyby zakazano reklam preparatów bez recepty, wyliczono, że kosztowałoby to rynek 19 miliardów złotych rocznie. Zmniejszyłaby się ich produkcja, sprzedaż w aptekach, spadłoby zatrudnienie, państwo miałoby mniejsze wpływy z podatków, a mediom drastycznie spadłyby wpływy z reklam (tylko jedna firma wydała na reklamę swoich leków bez recepty i suplementów około 1,5 miliarda złotych). Nie opłacało się. Można więc śmiało powiedzieć, że w imię cudzych zysków robi się z ludzi głupców.
Statystyki mówią, że wydatki reklamowe rynku medycznego to w 95 proc. wydatki na suplementy i leki bez recepty, tylko 3 proc. to reklama usług zdrowotnych, a 2 proc. – sprzętu medycznego (np. sprzętu rehabilitacyjnego, łóżek medycznych, itp.). 12 proc. wszystkich wydatków reklamowych to reklamy firm farmaceutycznych.
Apteki wolą sprzedawać suplementy i leki bez recepty, bo na tych na receptę, które mają sztywne marże, zarabiają mało. Z przekazu reklamowego można nawet wysnuć wniosek, że suplementy i leki bez recepty są skuteczniejsze niż normalne leki. Reklamy są formułowane sprytnie, w taki sposób, że od strony prawnej nie można im zarzucić upowszechniania nieprawdy, posługują się świetnie opracowanymi metodami sugestii, perswazji, obrazami (np. czerwony, zakatarzony nos przed wzięciem suplementu i ta sama osoba, radosna, skacząca na trampolinie po przyjęciu go), do których odbiorca sam dopowie sobie przekaz o ich super skuteczności. Zdarza się oczywiście, że dochodzi do przesady, i wówczas jakiś urząd może zareagować, ale kończy się to nałożeniem kary i informacją w mediach, że firma swoją reklamą wprowadziła w błąd opinię publiczną. To i tak się firmom opłaca, bo w porównaniu z zyskami kara za taką wprowadzającą w błąd reklamę jest niewielka.
Reklamy suplementów od reklam leków bez recepty można odróżnić po tym, że w tych drugich na końcu podaje się formułę ostrzeżenia przed niepożądanym działaniem i sugestia konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Suplementy nie muszą mieć żadnej formułki i nie muszą mieć żadnych badań, by były dopuszczone do obrotu. Ich receptury tworzy się na bazie tzw. doniesień literaturowych – ktoś gdzieś słyszał i napisał, że np. że kofeina pobudza, to można już stworzyć suplement, o którym się napisze, że ma działanie pobudzające.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wywołuje wrażenie, że suplementy są skuteczniejsze od leków. To częstotliwość kontaktów odbiorców z reklamami tych produktów. Leków na receptę w ogóle nie wolno reklamować. Podobna sytuacja jest w medycynie estetycznej. Jak się poczyta książki kosmetologiczne i posłucha reklam kosmetyków, można odnieść wrażenie, że np. na przebarwienia dużo skuteczniejsze są wyciągi z roślin niż laser, bo na ich temat są publikacje, a na temat laserów prawie w ogóle. Swoboda pisania jest bardzo duża. Reklamodawca może reklamować cokolwiek w jakikolwiek sposób, natomiast aby zakwestionować reklamę, trzeba wykazać, że jest ona nieprawdziwa, niezgodna z prawem, a to jest naprawdę bardzo trudne.
Najgorsze jest to, że nie ma jak tego przerwać, wszyscy dobrze żyją z tego biznesu i nikt się nie wyłamie – agencje PR, domy mediowe, apteki, państwo, i sam producent. Dopóki taki czy inny preparat nie zaszkodzi pacjentowi, nikt się tym nie przejmuje.
Wspomniałem o tym, że intensywne reklamowanie suplementów i leków bez recepty stwarza złudzenie, że są one ważniejsze i skuteczniejsze od tych recepturowych. W efekcie dochodzi w aptekach do takich sytuacji, że klientka przychodzi do apteki z całą masą recept, na chorobę wieńcową, na nadciśnienie, itd., realizuje je, strasznie kręci nosem, że takie drogie, że powinny być za darmo, a jak już sobie ponarzeka i zapłaci za nie 50 zł, to bierze jeszcze 2-3 suplementy za kolejne 100 złotych, czyli w dużo wyższej cenie niż leki. To pokazuje, że za sprawą reklam ludzie wydają pieniądze na to, czego nie potrzebują, zamiast na to, co jest im naprawdę niezbędne.
A oto jeszcze jeden przykład, jak działa reklama. Preparaty z doustnym kolagenem osiągają ceny kosmiczne. A co to takiego jest? Wystarczy kupić sobie żelatynę i zrobić z niej galaretkę – i już mamy kolagen.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.