Marek Wasiluk
 

Dziury po toksynie botulinowej i restrykcje dla kosmetologów

Jeśli pojawią się na polskim rynku restrykcje zakazujące całkowicie wykonywania jakichkolwiek zabiegów medycyny estetycznej osobom bez wykształcenia medycznego, będzie to, z przykrością to stwierdzam, wyłącznie wina kosmetyczek i kosmetologów. Poczuli się oni tak pewnie na rynku medycyny estetycznej, że ten rynek popsuli, a szkody, które poczynili zniechęcają ludzi do korzystania z zabiegów medycyny estetycznej w ogóle. Do mnie często piszą i trafiają ofiary nieudanych zabiegów. Dzisiaj jeden z takich przypadków.

Powikłanie po podaniu toksyny botulinowej. Od guzka do dziury

Napisała do mnie kobieta, że po zabiegu toksyną botulinową pojawiły się u niej guzki. Poszła do osoby wykonującej zabieg (kosmetolożki) po pomoc i otrzymała zastrzyk sterydowy, po którym w tkance powstały dziury. Kosmetoloża powiedziała, że to zanik tkanki tłuszczowej i można rozwiązać problem uzupełniając ubytki kwasem hialuronowym. Dalej było jednak jeszcze gorzej. Aktualnie kobieta, która chciała w gabinecie tylko zlikwidować zmarszczki na czole, ma na nim i guzki, i dziury.

Jest to modelowy przykład na to, jak można kogoś skrzywdzić w wyniku ignorancji. Rozłożę ten przypadek na czynniki pierwsze, bo ciągle – gdy piszę o tym, że kosmetolodzy nie powinni wykonywać pewnych zabiegów z medycyny estetycznej, gdyż brakuje im wiedzy medycznej – słyszę, że jestem niesprawiedliwy, bo na studiach kosmetologicznych jest dużo tego typu zajęć.

Jak to, co złe, zepsuć jeszcze bardziej

1) Kobieta pisze, że „pojawiły się guzy po botoksie”. Wykonuję zabiegi toksyną botulinową od 12 lat i nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, aby po takim zabiegu pojawił się jakikolwiek guzek. I logicznie rozumując nie ma prawa się zadziać! Bo wstrzykiwana w skórę toksyna botulinowa to praktycznie sama woda (czystej toksyny jest tam śladowa ilość), a woda to główny składnik naszego organizmu, który guzków nie może wytworzyć. Czyli co te guzki wytworzyło? Czym one naprawdę były?

2) Zabieg wykonała kosmetolożka. Jak to możliwe od strony formalnej, skoro toksyna botulinowa jest lekiem i może ją kupić i wykonywać wyłącznie lekarz? Zdobywa ją nielegalnie? Ma znajomego lekarza, który wystawia jej recepty? Bierze „spod lady” w hurtowni farmaceutycznej lub co gorsza korzysta z przemycanej na polski rynek toksyny rosyjskiej, chińskiej lub koreańskiej, w której nie wiadomo co się naprawdę znajduje, bo nie jest oficjalnie zarejestrowana w Polsce? Nie wiem, jak było w tym przypadku, ale podkreślę raz jeszcze – w przypadku toksyny boulinowej prawo jest jednoznaczne, zabieg z jej użyciem może wykonywać wyłącznie osoba z medycznym wykształceniem.

Zobacz też: Botoks i luki prawne, czyli czego uczą kosmetologów na studiach

3) Niektóre „guzy” owszem leczymy sterydami, ale… po pierwsze, guzek guzkowi nie równy (są różne, różne przyczyny, i różne leczenie – przecież nikt na przykład na nabitego na czole guza nie wstrzykuje sterydu), a po botoksie jest raczej obrzękiem, więc zastosowanie sterydu w takim przypadku z założenia musi skończy się rozpuszczeniem tkanki i powstaniem dziury. To oczywiste. Byłbym zaskoczony, gdyby się to nie zdarzyło. Po drugie, sterydy też są lekiem, więc znowu powstaje pytanie, w jaki sposób kosmetolożka je zdobyła i jakie prawne podstawy do jego wstrzyknięcia posiadała. I po trzecie, kosmetolożka mówiąc, że dziury powstały w wyniku rozpuszczenia tkanki tłuszczowej, pokazuje po raz kolejny swoją niewiedzę, bo na czole jest tak mało tkanki tłuszczowej, że dziura musiała powstać już głębiej, w tkance mięśniowej. Inaczej by dziury nie było. Czyli nawet wiedza anatomiczna, podstawa bezpiecznej medycyny estetycznej, okazuje się być niewłaściwa.

4) Wypełnienie kwasem hialuronowym takich dziur jest działaniem na zasadzie „pudrowania syfa”. Wiadomo, że da krótkotrwały efekt i zabieg trzeba będzie co parę miesięcy powtarzać. Pacjenci, którym się to proponuje, nie zawsze są tego świadomi. Nie jest to zabieg, który rozwiąże problem ubytków w tkance.

W przypadku tej konkretnej kobiety, która do mnie napisała, po podaniu kwasu hialuronowego było jeszcze gorzej, a dziury po sterydzie nadal się pogłębiały – prawdopodobnie z powodu kontynuacji destrukcyjnego działania sterydu. Gdy kosmetolożka zaproponowała jej kolejny zabieg, tym razem laser CO2 (który notabene nie ma szansy poprawić sytuacji), kobieta napisała po pomoc do mnie.

Zabawa z zapałkami

Jest to modelowy przykład zaszkodzenia pacjentce przez „ekspertów medycznych”. Wszystko, co się wydarzyło, było nie tak. I nie ma znaczenia czy celowo, czy wskutek ignorancji. Z ogniem nie ma zabawy, tak samo jak z medycyną estetyczną.
Przypomina mi to mentalność na poziomie 3-5 latka, który zobaczy w kreskówce, że superbohater decyduje się skok z dziesiątego piętra i chce to zrobić. Albo widzi szklankę na stole i ponieważ widział wcześniej, że rodzice z niej piją, ściąga ją, nie przewidując, że jest w niej gorąca herbata, i się parzy. Przypominam sobie sytuację, gdy mój syn, gdy miał 3 lub 4 lata, wziął raz pudełko z zapałkami, zaszył się w swoim pokoju i próbował zapalać zapałki – robiąc to zupełnie prawidłowo. Gdy zapytałem, skąd mu to przyszło do głowy, odpowiedział, że z kreskówki o Kreciku. Syn na szczęście był za mały, zbyt niezborny ruchowo i słaby, by podpalić zapałkę, inaczej… podpaliłby dom.

Zobacz też: Toksyna botulinowa – od zatruć do medycyny estetycznej

Kosmetolodzy walczą o swoje, o możliwość wykonywania zabiegów medycyny estetycznej, takich jak robią lekarze, ale naprawdę to co się dzieje na rynku pokazuje, że to nie jest dobry kierunek. Nie tak trzeba walczyć. Pójdą na jednodniowe szkolenie, obejrzą film na YouTube, i myślą, że już wiedzą, że są gotowi do wykonywania zabiegów pacjentom, że to jest łatwo. Obserwuję, że więcej pokory mają lekarze, bo mają świadomość możliwych komplikacji, i często rezygnują z wykonywania pewnych zabiegów, które dla kosmetyczek… nie stanowią problemu.

Psucie rynku

Czasem ktoś mnie pyta, dlaczego jestem za tym, żeby zabrać kosmetologom pracę i wyrzucić ich na bruk. Wcale nie chcę. Uważam, że z powodzeniem mogą wykonywać wiele zabiegów, byleby to było robione rozsądnie, świadomie i bezpiecznie. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby zrobienie kilkuletniego i kilkustopniowego, certyfikowanego programu szkoleniowego dla kosmetologów. Przejście tego programu uprawniałoby do wykonywania zabiegów medycyny estetycznej. Taki program mógłby się składać z kilku lub kilkunastu półrocznych modułów. Najlepiej jakby przeszli go wszyscy zajmujący się medycyną estetyczną, tyle tylko, że kosmetyczki w całości, a lekarze tylko końcowe moduły. To moim zdaniem pomogłoby uporządkować rynek i zabezpieczyć dobro pacjentów. Problem w tym, że wszyscy się buntują przeciwko takiemu rozwiązaniu, lekarze – bo przecież już wszystko potrafią (i rzeczywiście od strony bezpieczeństwa są bardzo dobrze przygotowani, ale od strony technicznej i estetyki zabiegów już nie zawsze), kosmetolodzy – bo uważają, że też potrafią (a najczęściej po prostu nie mają świadomości, jak bardzo wielu rzeczy nie wiedzą), i producenci – bo nie będą już mogli wciskać kitu, jak doskonałe produkty i urządzenia mają.
Ja identyfikuję się z pacjentami i ich bezpieczeństwem. Sytuacje, gdy zabiegi są źle wykonane, gdy występują powikłania, które nie powinny się zdarzyć, psują cały rynek. Potem tacy pacjenci trafiają po ratunek np. do mnie i mówią, że już nigdy nie zrobią sobie żadnego zabiegu. U nikogo

Restrykcje dla kosmetologów

W Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad zapisami ograniczającymi dostęp do zabiegów medycyny estetycznej. I dzieje się to, przed czym ostrzegałem. Pisałem wiele razy, że przegięcie w wykonywaniu zabiegów przez kosmetyczki może doprowadzi do przegięcia w restrykcjach.
Ministerstwo chce, żeby społeczeństwo było zdrowe, a powikłania po nieudolnie zrobionych zabiegach przez niewykwalifikowane osoby temu nie służy. Dlatego nowa, dyskutowana regulacja, idzie w zbyt restrykcyjnym moim zdaniem kierunku. Ale niestety, napiszę to wprost, jest to wyłącznie wynikiem tego, że niektórzy kosmetolodzy poczuli się bogami. Dla uczciwości dodam że nie tylko kosmetolodzy są temu winni, bo „medycynę estetyczna” wykonują już wszyscy, ratownicy medyczni, logopedzi, dietetycy, historycy, ekonomiści, a nawet budowlańcy! To są informacje uzyskiwane przeze mnie od pokrzywdzonych pacjentów. Ciekawe kiedy wszyscy wymienieni powyżej zaczną się zajmować się chirurgia plastyczną, w końcu ratownik wie, jak zatamować krwawienie, budowlaniec na co dzień ma do czynienia z silikonem, więc implanty biustu do dla niego „pestka”, a dietetyk zajmuje się na co dzień odchudzaniem, więc ma doskonałe podstawy wykonywania liposukcji.

Zobacz też: Poprawiam po innych (wywiad)

W podsumowaniu chcę napisać, że takich przypadków jak wyżej opisana historia, trafia do mnie trochę (mniej lub bardzie drastycznych). Wybrałem tę, bo w niej od początku do końca wszystko było robione nie tak, reakcja na każde zdarzenie była niewłaściwa.
Przykro mi o tym pisać, bo jestem osobą z natury łagodną i wierzącą w ludzi, ale taka jest niestety prawda i rzeczywistość.

Ostatni komentarz
  • To wszystko prawda , z tym że próbowałam się do doktora.umowic dwa razy i nigdy recepcja nie umówiła mnie do pana , więc poddałam się myślałam że jestem za ciężkim przypadkiem dla pana , teraz zajęła się mną klinika w Warszawie ale nie widać końca i tracę nadzieję , że kiedyś odzyskam twarz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.