Nici, o czym wspominałem w poprzednim artykule, są nadal popularnym zabiegiem w gabinetach medycyny estetycznej, mimo iż w mojej opinii powinny już dawno być zmarginalizowane. Ja używam ich bardzo rzadko i niechętnie. W tym artykule wyjaśnię, dlaczego tak się dzieje.
Zabieg nieskuteczny, a pacjenci… zadowoleni
Powód jest banalny. Paradoksalnie to nie są kwestie bezpieczeństwa, bo z punktu widzenia zastosowania, zabiegi z nićmi są bezpieczne, o ile są prawidłowo wykonane (chociaż jak pojawią się powikłania, to są problemy ze skorygowaniem ich następstw). Nie stosuję nici głównie ze względu na ich niską skuteczność. W swojej praktyce preferuję zabiegi skuteczne, a nie zabiegi, które są robione dla samego zrobienia, albo dają skuteczność iluzoryczną.
Żeby nie było tak prosto z tą skutecznością, to zadam zagadkę. Bezpośrednio po jakim zabiegu medycyny estetycznej pacjenci są najbardziej zadowoleni? Po laserze frakcyjnym zdecydowanie nie, więc może po modelowaniu ust? A może po wycięciu włókniaka lub zamknięciu naczynek? Nie. Najbardziej zadowoleni z efektów BEZPOŚREDNIO po zabiegu są pacjenci po zabiegach z wykorzystaniem nici liftingujących haczykowych.
Dlaczego więc piszę, że rzadko wykonuję zabieg z powodu braku skuteczności, a jednocześnie piszę, że pacjenci są zadowoleni po zabiegu? Przecież to niespójne.
Nici haczykowate mają bardzo dobrą skuteczność. Ale problem sprowadza się do tego – ile czasu trwa efekt. I pewna manipulacja na rynku PR nici polega na tym, że mówi się o ich skuteczności nie napomykając, jak długo trwa efekt zabiegu.
Zobacz koniecznie:
Nici w medycynie etsetycznej – dobry biznes
Od entuzjazmu do zaniechania
Moja historia z nićmi zaczęła się 10 lat temu od szkolenia w Hiszpanii. Przywiozłem stamtąd nici mono oraz nici z haczykami i stosowałem jej w 3 wskazaniach: na twarz, na szyję (na „obręcze” na szyi), na biust (na zasadzie delikatnego liftingu). Najszybciej wycofałem się z nici na biuście (teoretycznie jest możliwy delikatne podniesienie biustu, ale wymaga bardzo mocnych nici), potem z nici mono na twarzy. Nici haczykowe wykonuję, ale u bardzo dobrze wyselekcjonowanej grupy pacjentów, i rzadko.
W kontekście zabiegów na twarz, wynikało to z tego, że efekt był mało zauważalny, a dysponuję lepszymi dla pacjentów metodami odmładzającymi. Zdarza mi się robić lifting twarzy nićmi, ale pod pewnymi warunkami, głównie takim, że pacjent ma pełną świadomość wszystkich aspektów związanych z potencjalnym efektem czy jego brakiem.
Mam więc nici w ofercie, i robię je czasem, jednak większość pacjentów, którzy przychodzą do mnie z myślą o tym zabiegu, rezygnuje z niego, gdy im opowiem im jak to wygląda w szczegółach. A jestem z nimi szczery w kwestii trwałości zabiegu, a przede wszystkim nieprzewidywalności tego, jak długo efekt się utrzyma.
Drastyczna nieprzewidywalność
Przekaz moich rozmów z potencjalnymi chętnymi na nici jest jednoznaczny – nawet przy idealnym zakwalifikowaniu pacjenta (od strony medycznej, bezpieczeństwa, jakości tkanek) efekt trwałości jest nieprzewidywalny, może być to rok, ale równie dobrze mogą to być… dwa tygodnie. I nie zależy to ode mnie, w sensie umiejętności kwalifikacji pacjenta czy techniki wykonania zabiegu.
Dwa główne czynniki wpływające na trwałość zabiegu to:
1) liczba podanych nici (jak bardzo gęsto „poszyjemy”, to będzie się lepiej trzymało, ale to potężne koszty i nadal bez gwarancji czasu trwałości),
2) styl życia, w tym np. sposob w jaki się śpi.
Działanie nici liftingujących polega na tym, że muszą się one zahaczyć o tkankę. Można to porównać do łańcucha w rowerze i zębatki. Pasują do siebie, i owszem może się łańcuch przerwać albo złamać ząbek w zębatce, ale bardzo rzadko, bo i łańcuch i zębatka są ze stali. A w przypadku zabiegu z nićmi mamy do czynienia z miękką tkanką, więc nie możemy umieścić w skórze sztywnej i twardej nitki, bo będzie ją widać.
Poza tym mamy mimikę twarzy, która też może naruszać stabilność zakotwiczenia nici. Jeśli z kolei w czasie snu dużo jest nacisku twarzy i tarcia o poduszkę, to haczyki mogą się poluzować.
Możemy dla lepszego efektu dać dużo nici, wtedy jest szansa, że będą się dłużej trzymać (chociaż nadal nie ma gwarancji, jak długo), ale poza bardzo wysokim kosztem zabiegu, jest kwestia tego, czy nie uzyskamy zbyt sztucznego efektu, czy twarz nie będzie za bardzo naciągnięta.
Najnowsze nici liftingujące mają mnóstwo drobniutkich zadziorków, które mają się zahaczać o tkanki. Ale to nadal jest nitka. Coś jak żyłka do łowienia ryb, tylko nie taka mocna. Tylko że próbuje się połączyć w niej dwie rzeczy – chcemy za jej pomocą naciągnąć tkankę (uzyskać efekt sztywności naciągnięcia), a jednocześnie chcemy, żeby nic nie prześwitywało. I z punktu widzenia fizyki jest to trudne do osiągnięcia.
Po zabiegu, po naciągnięciu, dopóki ktoś nie zacznie jeść, spać, nie pójdzie na masaż, jest ok. Ale wystarczy, że nitka się przesunie o 2, 3 ząbki i efekt znika. Jeśli opowiem o tym pacjentowi, że mimo iż zapłaci za zabieg 4-5 tys. to nadal nie mogę mu zagwarantować, że utrzyma się to dłużej niż kilka tygodni, to 90 procent osób nie decyduje się na zabieg.
Pozostałe 10 procent to osoby, które potrzebują uzyskać bardzo dobry efekt odmłodzenia w krótkim czasie. W nocy pilnują się, żeby za bardzo się nie wiercić w czasie snu, zakładają też specjalne opaski do spania.
Zobacz też:
Nici na lwią zmarszczkę – powikłanie
Komu nici?
Dla kogo więc ten zabieg, jeśli już w ogóle go robić? Dla bardzo specyficznej grupy osób i nie dla młodych. O młodych wspominam celowo, gdyż rynek nici poszerzył dla niech ofertę proponując np. tzw. foxy eyes (lisie oczy).
Mam pacjentkę, trzydziestoletnią, która uparła się na foxy eyes, więc jej zrobiłem. I bezpośrednio po zabiegu był delikatny efekt naciągnięcia, ale przy kolejnej wizycie już nie.
Wiem, że są osoby, które podają dużą liczbę nici, żeby np. podnieść brwi. Są też mesh nici (bardziej siateczka niż pojedyncze nitki) i wiele innych wariacji, które niewiele dają albo mogą popsuć wygląd. Dlatego mimo iż mocno się w niciach wyszkoliłem, i w Hiszpanii, i w Korei Płd., i robiłem na początku trochę zabiegów z ich wykorzystaniem, to teraz już nie proponuję ich jako zabiegu pierwszego wyboru.
Idealny pacjent do zabiegu nićmi to taki, który ma tkankę nie za grubą, ale też nie za delikatną; który ma wiotkość skóry, ale też nie za dużą.
Chomiki są np. wskazaniem dla nici, ale przy zbyt sztywnej tkance nie podniosą jej, a z kolei przy zbyt delikatnej i cienkiej skórze, nici będą prześwitywać, albo nie będą trzymać.
A więc jak mamy dobrą tkankę, w sensie zakotwiczenia nici, to jest ona jednocześnie trudniejsza do podniesienia bo jest „cięższa”. A jak mamy luźniejszą tkankę, czyli dobrą do podniesienia, to z kolei zakotwiczenie jest słabsze. Fizyki i fizjologii się niestety nie oszuka.
Badania na temat nici w medycynie estetycznej
Z moich rozmów z pacjentami (a trafia do mnie sporo takich, którzy mieli zabieg nićmi) tylko pojedyncze osoby były zadowolone długofalowo. Żeby ktoś nie zarzucił, że to co piszę to tylko moje wymysły, odwołam się jeszcze do badań naukowych.
Jakiś czas temu znalazłem przekrojową pracę z 2018 roku, w której ktoś zadał sobie trud porównania publikacji medycznych na temat nici liftingujących (różnego rodzaju, marka nie miała znaczenia) z okresu między 2006 a 2018 rokiem. Po preselekcji 188 artykułów na temat nici, pozostało 21 tekstów, które odnosiły się bezpośrednio zabiegów i można było uznać je za obiektywne w tym zakresie.
Wnioski: żadne z badań nie wykazało obiektywnie długotrwałego efektu liftingu za pomocą nici. Generalnie konkluzja była taka, że efekt był krótkotrwały albo go nie było. Jedynie dwa badania pokazały dobre rezultaty, czyli efekt utrzymujący się ok. roku. Tylko… oba były sponsorowane przez producentów nici.
Więc wnioski są jasne, że nie istnieją żadne przesłanki, aby powiedzieć, że nici są alternatywą dla liftingu twarzy, czy lepszą od innych metodą unoszącą tkanki. W dodatku dochodzi ten aspekt, że trwałość efektu jest totalnie nieprzewidywalna.
Skoro nie działają, dlaczego się je robi?
Nasuwa się pytanie, dlaczego w obliczu niskiej skuteczności, zabiegi nićmi są dalej robione i promowane. Mam 4 odpowiedzi:
1/ Ktoś świadomie wykorzystuje medialność metody i efekt zadowolenia pacjenta bezpośrednio po zabiegu. Nie przywiązuje wagi do tego, jak długo utrzyma się rezultat.
2/ Ktoś nie obserwuje pacjentów i nawet nie wie, że efekt po niciach jest krótkotrwały.
3/ Dla kogoś liczy się jedynie ekonomiczna strona tej metody. Zabiegi są drogie i opłacalne, więc aspekt skuteczności nie jest w ogóle brany pod uwagę.
4/ Istnieją osoby, które mają bardzo dobre rezultaty, bo albo wymyśliły jakąś autorską metodologię i przy superkwalifikacji pacjenta są w stanie osiągnąć satysfakcjonujący rezultat, albo stosują nici w kombinowanej terapii.
Ten ostatni punkt dotyczy trochę mnie. Bo nawet jak te nici robię od czasu do czasu, to najczęściej jest to właśnie kombinowana terapia, żeby zwiększyć trwałość efektu. Czyli nici są np. zwieńczeniem całego planu terapeutycznego.
Agnieszka | 2023/03/06
|
Panie doktorze jaki zabieg poleca Pan na likwidację chomików jeśli nici raczej nie dadzą rady.
Agnieszka | 2023/03/06
|
Panie doktorze Jesli Nie nici na chomiki to jaki zabieg pan poleca ?
Aga | 2023/03/08
|
Panie doktorze to jaki jest najlepszy zabieg na chomiki, jeśli nici to zabieg “chwilowy”? pozdrawiam
Oli | 2023/03/30
|
Z artykulu zrozumialam dlaczego skutecznosc nici liftingujacych jest watpliwa, ale co w takim razie z nicmi biostymulujacymi? Jakie do nich sa zarzuty?
Bardzo ciekawy artykul 🙂