Marek Wasiluk
 

COVID-19: choroby cywilizacyjne, wiek i styl życia

Jak się ustrzec przed ciężkim zachorowaniem na COVID-19? To pytanie, na które większość osób na świecie szuka dziś odpowiedzi. Nie ma jednoznacznej recepty, bo wirus jest jeszcze dosyć nowy i nieznany, ale podstawowa wiedza o czynnikach ryzyka będzie pomocna dla każdego, w szacowaniu ryzyka ciężkości przebiegu choroby.

Celowo na wstępie napisałem jak się ustrzec przed ciężkim zachorowaniem, a nie jak się ustrzec wirusa i choroby. Bo po pierwsze ustrzec się tego wirusa jest niezwykle trudno, na tym polega jego „perfidność”.

Wynika to z następujących faktów:
a) przenosi się drogą kropelkową, czyli prosto mówiąc przez powietrze
b) jest niewidzialny, nienamacalny
c) nie daje objawów u mnóstwa osób nim zakażonych, co powoduje, że przenosi się w sposób niekontrolowany. Czyli można roznosić wirusa, a nie mieć objawów w ogóle.

Po drugie, sam fakt kontaktu z wirusem nie oznacza jeszcze w ogóle ani infekcji, ani tym bardziej objawów.

Różnica między infekcją a chorobą

Od razu tu wyjaśnię pojęcia infekcji i choroby, bo mam wrażenie, że często to jest niedopowiadane i niejasne. O infekcji bezobjawowej mówimy wówczas, kiedy w badaniach laboratoryjnych (czy to RNA wirusa, na przykład z wymazów z gardła, czy przeciwciał z krwi, mamy wynik dodatni).

Ale infekcja nie musi wywołać choroby – nasz układ immunologiczny może zareagować szybko i nie dopuścić do rozwoju choroby.

Czyli schemat możliwości jest następujący. Sam kontakt z wirusem nie oznacza, że nasz organizm jest na niego wrażliwy i że rozwinie się w nim infekcja (w uproszczeniu, że wirus będzie się rozwijać i rozprzestrzeniać w naszym ciele). Możemy być odporni na jego atak – trafne jest tu porównanie do zamka w drzwiach i wytrycha, alarmu i kradzieży. Możemy mieć tak specyficzny i dobry zamek, że wytrych (czyli metody wnikania wirusa) nie będzie go w stanie sforsować i złodziej (wirus) się nie dostanie. Ale jeśli zamek zostanie sforsowany to dojdzie do rozwoju infekcji, wirus się rozprzestrzeni się po organizmie, tak jak złodziej wejdzie do mieszkania. Tylko sam rozwój infekcji (wejście złodzieja) nie oznacza, że rozwinie się choroba. Może zadziałać alarm, który mamy zamontowany. Alarm z dużym prawdopodobieństwem spłoszy złodzieja, który przebiegnie się po mieszkaniu, ale nie zdąży za wiele ukraść, bo alarm go wystraszy, zainteresuje sąsiadów, ktoś wezwie policję. Rolę alarmu sprawuje oczywiście układ immunologiczny. Ale może się też zdarzyć, że alarm jest popsuty, albo cicho wyje, albo złodziej go zniszczy. I wówczas dochodzi do kradzieży (czyli rozwoju choroby), ale ona też może być minimalna lub bardzo dotkliwa, lub złodziej może totalnie zniszczyć mieszkanie, a nawet je podpalić.
Jest to zależne od wielu czynników, których nie będę omawiać.

Pamiętajmy, że wiele osób chorobę COVID-19 przechodzi lub łagodnie lub w ogóle nie ma objawów (czyli rozwija się u nich infekcja, ale nie ma choroby).

To, co jest istotne, mając na uwadze, że wróg jest nieznany, ciężko się z nim nie zetknąć, to sprawdzenie, czy jest się w grupie ryzyka (wtedy trzeba zachować większe środki ostrożności) i przeciwdziałanie temu (np. przez wzmacnianie własnej odporności).

Czynnik ryzyka: choroby współistniejące

W poprzednim artykule Covid-19: fakty, statystyki i czynniki ryzyka pisałem o tym, że statystycznie rzecz biorąc Polska jest na mapie śmiertelności z powodu COVID-19 w bardzo dobrej sytuacji. Takich przypadków jest w naszym kraju 8-10 razy mniej niż np. w USA czy Wielkiej Brytanii. Pisałem też o podziale na osoby wrażliwe i niewrażliwe na koronawirusa i czynnikach ryzyka wynikających z rasy. Dzisiaj o czynnikach ryzyka, o których mówi się najczęściej, czyli o chorobach współistniejących.

Czynnikiem ryzyka, o którym wszyscy wiedzą są choroby współistniejące. Tylko mało kto wyjaśnia, co to oznacza. Wiele osób pewnie ma na myśli osoby z nowotworami, osoby po przeszczepach, ogólnie ciężko chore. I to jest prawda.

Ale z punktu widzenia powszechności w populacji, i pewnego nietraktowania ich jako z natury groźne, najbardziej niebezpieczne są choroby cywilizacyjne, na czele z cukrzycą, otyłością, nadciśnieniem i chorobami autoimmunologicznymi.

COVID-19 a otyłość

Bardzo dużym czynnikiem ryzyka jest otyłość, o czym niewiele się niestety mówi. A jeśli już, to nie do końca jest wyjaśniane, dlaczego otyłość jest tak niebezpieczna. A jest to chyba główny czynniki ciężkiego przebiegu infekcji COVID-19 u osób młodych (u starszych też, ale u nich mechanizmy są bardziej złożone i często nakłada się na to wiele czynników, otyłość chociażby prowadzi do cukrzycy, nadciśnienia). Wynika to z tego, że w komórkach tkanki tłuszczowej znajduje się dużo receptorów, do których wirus może się przyczepiać i wnikać do środka, a następnie namnażać.

Czyli otyłość ułatwia rozprzestrzeniania się SARS COV-2 w organizmie (trochę jak dolewanie oliwy do ognia), co może powodować niewydolność układu immunologicznego.

Wiele osób nie do końca rozumie, dlaczego mówimy o uszkodzeniu przez wirusa serca, wątroby, nerek, a nie tylko płuc. Mówią, że jest to nielogiczne, skoro wirus wnika przez drogi oddechowe. Nasz organizm kształtuje się tak zwanych listków zarodkowych, czyli egzodermy, i endodermy. Nie wnikając w embriologię oznacza to, że ciało jest tak ukształtowane, że chronione jest od czynników środowiskowych – każdy to rozumie. Tylko te czynniki środowiskowe działają nie tylko od zewnątrz, od wewnątrz też mamy z nimi kontakt. Przecież jedzenie jest ciałem obcym, przecież oddychamy „obcym” powietrzem, przecież kobieta ma pochwę. Organizm to trochę jak butelka w butelce – to co w tej wewnętrznej jest obce, to co na zewnątrz jest obce, to co pomiędzy to właśnie nasze ciało z jego strukturami. Z zewnątrz chroni ciało skóra, ale wewnątrz są także różnego rodzaju bariery, chociaż zupełnie inne, i słabsze, bo przecież musimy jeść i wchłaniać składniki pokarmowe czy wodę, musimy oddychać, musimy się jako gatunek rozmnażać. To są miejsca kontaktu, umożliwiające wniknięcie czynników z zewnątrz do środka. Sars-Cov-2 wnika drogami oddechowymi, ale potem, gdy się namnoży w płucach, rozprzestrzenia się po całym organizmie. W walce z wirusem jest tak, jak pisałem w jednym z wcześniejszych artykułów [Koronawirus nie jest tak niebezpieczny, jak się wydaje/]: kto pierwszy ten lepszy, czyli czy układ immunologiczny będzie szybszy niż tempo namnażania się wirusa. Istota wirusa jest taka, że jest nieszkodliwy dopóki nie wbuduje się w komórkę. A wirusy wnikają do tych komórek, do których mają powinowactwo, tak jakby klucz otwierający drzwi. Wtedy przestawiają funkcjonowanie tej komórki, tak, że produkuje ona kopie wirusa. Co gorsza, układ immunologiczny nie widzi wirusa, gdy jest on w komórce, widzi dopiero armię wirusów, które namnożone w tej komórce, wydostają się z niej po to, by zaatakować kolejne. Uwolnione wirusy, gdy opuszczają układ oddechowy, krążą razem z krwią i szukają miejsc / komórek, do których mogą się przyczepić. Jak nie znajdą, to zginą.

To jak bardzo człowiek jest wrażliwy na wirusa, zależy od tego, ile ma komórek z receptorami pasującymi do Sars-Cov-2. Jeśli mało, układ immunologiczny szybko sobie poradzi. Jeśli dużo, układ immunologiczny nie nadąży. W tkance tłuszczowej receptorów jest dużo, im ktoś jest bardziej otyły, tym bardziej jest narażony na COVID-19 i ciężki jej przebieg. Dochodzą do tego jeszcze inne mechanizmy, związane z zaburzeniami krzepliwości krwi, które jeszcze nasilają cięższy przebieg choroby

Obrazowo rzecz ujmując, można wyobrazić sobie zbiór komórek w naszym organizmie, jak średniowieczne miasto. Rozwój choroby zależy od przepustowości bram prowadzących do miasta, a tymi bramami są komórki z receptorami. Jeśli wróg zaatakuje miasto, w którym jest tylko jedna brama, która jednorazowo przepuszcza tylko jednego żołnierza, to dwóch obrońców w środku miasta poradzi sobie z całą armią wroga. Ale gdy tych bram jest więcej, a obrońców cały czas tylko dwóch, to miasto nie przetrwa. Tak samo jest z organizmem. Wróg, czyli namnożone wirusy, atakują komórki, ale jeśli bram, czyli komórek z receptorami jest mało, to chociażby płynęły one cała armią przez organizm, to układ immunologiczny je wyłapie zanim przenikną do komórek.
Receptory są bramami do komórek. Są one potrzebne, żeby komórka funkcjonowała, bo przez receptory odbywa się komunikacja z komórkami sąsiednimi i tkanką, wymiana różnych pożytecznych informacji! Wirus ma niestety zdolność oszukania komórki, udaje to, czym nie jest, żeby wniknąć od środka.

Osoby otyłe, z cukrzycą, nadciśnieniem mają więcej komórek z receptorami, które są kompatybilne z wirusami. Stąd większe ryzyko u osób z chorobami współistniejącymi, że zachorują na COVID-19 i że choroba będzie miała cięższy przebieg.

Za to osoby z przewlekłymi chorobami serca, płuc, nerek, po przeszczepach i z obniżona odpornością, nowotworami mają niewydolny układ immunologiczny bądź już podniszczone organy, które przy niewielkiej nawet chorobie mogą dostać „dobite”.

Czynnik ryzyka: wiek

Podaje się często, że głównym czynnikiem ryzyka, jest wiek, ale on tak naprawdę jest dalszym w kolejności. Bo można być młodą osobą, otyłą, bardziej narażoną na chorobę, aniżeli prowadzącym zdrowy styl życia siedemdziesięciolatkiem.
Statystycznie rzecz biorąc, rzeczywiście osoby starsze są bardziej narażone, co wynika z większego prawdopodobieństwa istnienia u nich dodatkowych chorób cywilizacyjnych czy przewlekłych.
Do 45 roku życia, zgodnie ze statystykami, śmiertelność ludzi w czasach kornonawirusa niemal się nie zwiększyła. Zwiększenie nastąpiło między 45 a 65 rokiem życia, ale takie realne, mocniejsze, dopiero powyżej 65 roku. Przy czym, cały czas pamiętajmy, że to są osoby, które mają jeszcze inne choroby, a często kilka. A więc choroby współistniejące są ważniejszym czynnikiem ryzyka, niż wiek, przynajmniej do około 65-70 roku życia.

Czynnik ryzyka: styl życia

Temat stylu życia przewija się w moich tekstach raz po raz, bo ma kolosalne znaczenie na wielu płaszczyznach życia, a teraz przy koronawirusie, widać to bardzo. Ale co to naprawdę znaczy? Jaki styl życia jest korzystny dla zdrowia?
Zdrowy jest ruch (ale nie ekstremalny), brak stresu, dobre odżywianie i regularność w życiu.

Istnieją doniesienia naukowe, że osoby, które się nie wysypiają (z różnych powodów, to może być depresja, stres, zbyt dużo pracy, imprezowanie) przechodzą gorzej wszelkie infekcję, niezależnie od wieku.

Warto sobie uświadomić coś, o czym pewnie kiedyś słyszeliśmy na lekcjach biologii.

Gdybyśmy spojrzeli na to, co warunkuje długość naszego życia i bycie w dobrej kondycji i zdrowiu, to nie warunkuje tego opieka zdrowotna, nowoczesność szpitali, leki, kompetencje lekarzy (bo one stanowią ok. 10% czynników wpływających na nasz dobrostan), tylko to w jaki sposób żyjemy, czy się wysypiamy, co jemy, czy jesteśmy otyli, czy się ruszamy (to jest 50%), w około 20% środowisko, w którym żyjemy, w 20% genetyka.

Styl życia to też np. picie alkoholu. Czemu o tym piszę? Alkohol w każdej postaci i ilości jest toksyczny, uszkadza mózg (jeszcze przez 2 tygodnie po spożyciu) i w ogóle nie powinno się go pić. Nawet osoby, które spożywają niewielkie ilości, ale regularnie są mają większą wrażliwość na choroby, zaburzoną odporność. Szkoda, że w sumie mało się o tym mówi, dając społeczne przyzwolenie na regularne mikrodawki alkoholu (na przykład jedno piwo dziennie). To naprawdę nie jest prozdrowotne.

Jeśli więc u młodej osoby występuje ciężki przebieg COVID-19 to przy głębszej analizie może się okazać, że dochodzą tam dodatkowe czynnik, albo rasowe, albo choroba współistniejąca, albo szkodliwy styl życia.
Na korzyść takiej tezy świadczą liczne przypadki osób pozostających w bliskim kontakcie, gdy jedna była chora, a pozostałe nie. Znam kilka takich przypadków:
Mąż i żona, sypiający w tym samym łóżku. Jedno chore, drugie w ogóle.
Dwie siostry. Leciały samolotem razem, piły z tej samej butelki, spały razem. Jedna miała w tym czasie objawy infekcji, ale druga się nie zakaziła.
Matka opiekująca się chorym dzieckiem niepełnosprawnym. Matka zachorowała, dziecko nie.

Zdarzają się przypadki, że ciężki przebieg COVID-19 budzi ogromne zdziwienie, że „jak to, osoba młoda, wysportowana”, a tymczasem tego zdziwienia nie powinno być. Oto jeden z przypadków:

Lekarz, 30 lat, zdrowy, biegający, biorący udział w maratonach czy wręcz ekstremalnych runmageddonach, ciężko przeszedł chorobę, był podłączony do respiratora, z 30% szans na przeżycie.

Przyczyną takiego przebiegu może być niezdrowy tryb życia, który niejako z założenia jest przypisany do większości lekarzy (stres, nieregularny tryb snu). W tym trybie życia ekstremalne bieganie też nie jest zdrowe. Wysiłek i ruch – tak, jest niezbędny do zdrowego funkcjonowania, ale nie wysiłek ekstremalny, który bardziej organizm wyczerpuje niż doładowuje.
Cywilizacyjnie jesteśmy przyzwyczajeni do zbieracko-łowieckiego trybu życia. Nasi praprzodkowie trochę biegali za lisem czy dzikiem, zbierali owoce, a potem jedli, odpoczywali, wędrowali dalej. Bez narzucania sobie takiej presji, jaką czujemy teraz, każdego dnia.
Naturalnie zdrowszy jest spacer niż przebiegnięcie maratonu. Po moim tacie, który ma 80 lat i świetną formę, widzę, jakie to jest ważne. On całe życie miał i ma cały czas dużo, regularnego ruchu, ale nie bardzo wysiłkowego. I nikt mu nie daje 80 lat, pomimo takiego wieku jest bardzo sprawny i zdrowy.
Słyszę o wielu starszych osobach, po 65-70 roku życia, że zachorowały na COVID-19, że miały gorączkę, źle się czuły, ale posiedziały w domu i wyzdrowiały. A młodsze osoby, imprezujące, nie dosypiające, pracoholicy, uprawiające wysiłkowe sporty, mają cięższy przebieg choroby.
Wiem, że bardzo dużo piszę o zdrowym stylu życie, ale to dlatego, że przecież wszyscy jesteśmy świadomi już chyba, że medycyna w przypadku SARS-COV-2 jest póki co trochę bezsilna, o krok z tyłu, a z drugiej strony to nie jest wirus-killer, o ile nie trafi na wrażliwą, osłabioną osobę.

O tym, czy się bać czy nie, jak się dzisiaj leczy COVID-19, co robić w domu, a także o testach i maseczkach, w następnym artykule.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.