Od czasu, gdy pisałem ostatnio o stymulatorach tkankowych, rynek tych preparatów stosowanych w medycynie estetycznej bardzo przyspieszył i zaostrzył się. Zawsze było ich sporo, ale teraz co chwilę pojawia się coś nowego, przybywa preparatów z Chin, z Ameryki Południowej, bez znaczenia czy mają odpowiednią certyfikację czy nie. To zjawisko dotyczy zresztą nie tylko stymulatorów tkankowych, bo obserwuję podobną sytuację z kwasem polimlekowych, który należy do stymulatorów objętościowych.
Problem ze stymulatorami
Sytuacja wynika trochę z tego, że nazwa „stymulatory tkankowe” to wielki worek, do którego wrzuca się niemal wszystko, a to sprzyja manipulacji i nadużyciom, ale też zwykłej ignorancji. Wraz z modą poszerzył się rynek szkoleń robionych przez niekometetnne osoby, często samozwańczych ekspertów.
Ogromnym problemem jest to, że część tych preparatów jest certyfikowana, a część nie. Ale nawet te certyfikowane produkty często mają certyfikaty, ale dla innego przeznaczenia niż to, do którego są stosowane (np. są certyfikowane do użycia na skórę zewnętrznie, a wstrzykuje się je podskórnie w zabiegach mezoterapii).
Kolejny problem jest taki, że ludzie… nie czytają, nie dokształcają się i nie zastanawiają się nad różnicami między preparatami – tzw. eksperci zakładają, że zabiegi wszystkimi stymulatorami tkankowymi robi się podobnie – te same wskazania, te same okolice, ta sama technika podawania. To może prowadzić do tragedii. I tego dotyczy dzisiejszy przykład.
Zobacz koniecznie:
Stymulatory tkankowe co to takiego (część 1)
i
Stymulatory tkankowe – efekty (część 2)
Powikłanie – grudki po podaniu stymulatora
W kwietniu trafiła do mnie kobieta z problemami grudek na dekolcie. Pojawiły się u niej już wiele miesięcy wcześniej, po zabiegu stymulatorem tkankowym podanym w technice mezoterapii. Ponieważ grudki po zabiegu nie ustępowały, kobieta poszła najpierw do gabinetu, w którym miała wykonany zabieg przez osobę nie będącą lekarzem, i tam dowiedziała się, że ma się nie przejmować, że grudki się rozejdą. Nie rozeszły się, więc po jakimś czasie zgłosiła się do lekarza, który ostrzyknął te grudki preparatem (prawdopodobnie sterydowym) i nierówności zniknęły, ale efekt był niestety krótkotrwały. Po dwóch-trzech tygodniach pojawiły się ponownie. Kobieta próbowała też rozpuszczania grudek hialuronidazą, i też bez efektu. Zrezygnowana, nie robiła już nic w tej sprawie przez wiele miesięcy, aż znalazła mnie.
W pierwszej kolejności próbowałem się dowiedzieć, co w ogóle miała robione, jaki zabieg, jakim preparatem. Pacjentka nie była pewna, ani tego, co jej podano, ani tego, czy dostała rzeczywiście to, co było deklarowane. Jedynym pewnym faktem było kilkanaście grudek na dekolcie.
Po usłyszeniu całej relacji, od razu uprzedziłem pacjentkę, że rokowania nie są obiecujące, bo nie tylko nie wiemy, co miała podane, ale też minęło dużo czasu od zabiegu. W dodatku fakt, że ostrzyknięcie grudek sterydami dało efekt tylko na 2-3 tygodnie mógł sugerować, że do jej zabiegu został zastosowany bardzo niskiej jakości preparat z nieznanym składem.
Zobacz też:
Powikłanie po hydroksyapatycie wapnia (grudki) plus ogólnie o powikłaniach po stymulatorach objętościowych
Powikłanie w postaci grudek – leczenie
Podjąłem terapię naprawczą „po swojemu”, ale z nastawieniem, że szansa na powrót do stanu wyjściowego jest mała. Jednak po trzech miesiącach efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, szczególnie mając na uwadze, że wcześniej przez wiele miesięcy pacjentka próbowała w różnych miejscach różnych metod. Po grudkach prawie nie ma śladu, a zabiegów wcale nie wykonałem dużo, zaledwie kilka. Nie będę rozpisywał, jaką dokładnie zastosowałem terapię, bo ślepe naśladownictwo tego, co robię nie przyniesie nikomu nic dobrego – do każdego pacjenta trzeba podejść indywidualnie. Mogę jedynie napisać, że najczęściej przygotowuję terapię skojarzoną. To, że od ponad dziesięciu lat zajmuję się powikłaniami, pozwala mi na wymyślanie nowych autorskich procedur, i dopasowywanie ich do poszczególnych przypadków.
Osiągniecie sukcesu nie zawsze jest możliwe, o czym uprzedzam pacjentów. Miałem nadzieję, że u tej pacjentki trochę uda się poprawić wygląd, ale nie spodziewałem się, że po grudach nie zostanie śladu.
Skąd się biorą powikłania
Zróbmy jednak krok wstecz. Czemu w ogóle zrobiły się te grudki. Przeprowadziłem diagnostykę pacjentki od kątem ewentualnych chorób, np. immunologicznych.
Kobieta jest zdrowa, więc podejrzewam, że głównym winowajcą jest po prostu bardzo słaba jakość produktu, prawdopodobnie niecertyfikowanego, może pochodzącego z podejrzanych źródeł, może pacjentka dostała coś, co w ogóle nie powinno być podawane człowiekowi. A do tego mogła dojść niewłaściwa technika podania.
Dosyć przerażające jest to, że nikt w gabinecie nie udzielił jej informacji, co w ogóle miała podane, a ona nie była na tyle asertywna, aby się o to dopominać. Zabieg miała wykonany w gabinecie kosmetycznym i nie przez lekarza.
Pokazując ten przypadek chcę zarysować szerszy kontekst – nie jest to ani pierwszy, ani jedyny przypadek grudek i nierówności po preparatach. Tego będzie więcej po stymulatorach tkankowych (ale po kwasie polimlekowym też), bo wzrasta liczba wykonywanych zabiegów, więc zgodnie ze statystyczną logiką wzrasta też liczba powikłań. Jednocześnie chciałem pokazać, że nawet w takim przypadku, który uznaję za skomplikowany, da się coś zrobić. Wiele zależy od indywidualnego pacjenta i od podłoża problemów. Czasem po prostu pacjent nie powinien mieć jakiegoś zabiegu z przyczyn medycznych (chociaż to nie był akurat ten przypadek, bo tu pacjentka była zdrowa; gdyby u niej były medyczne przeciwskazania do zabiegu, to nie zlikwidowałbym tych grudek tak szybko).
Wniosek? Rynek płynie swoim rytmem, a my nie mamy na to większego wpływu. W kolejnych tekstach wyjaśnię kilka jeszcze kwestii związanych z certyfikowaniem produktków, a także napiszę o powikłaniu po zabiegu wykonanym produktem certyfikowanym, ale… nie do tego zastosowania, do którego został użyty.