Niedawno, przy okazji porządkowania plików w komputerze, znalazłem swój pierwszy certyfikat z 2011 roku ze szkolenia z zakresu stosowania kwasu polimlekowego w zabiegach medycyny estetycznej. To oznacza, że wykonuję te zabiegi od 12 lat.
Niewiele krócej prowadzę blog, i od kiedy pamiętam, pisałem, że gdy w grę wchodzą zabiegi wolumetryczne, to chętniej wybieram kwas polimlekowy, niż stosowany wtedy powszechnie kwas hialuronowy. Tak było do pojawienia się polikaprolaktonu, który aktualnie jest dla mnie preparatem pierwszego wyboru w przypadku zabiegów wypełniających twarzy. Za to kwas polimlekowy pozostaje na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o preparaty modelujące ciało.
Moda, która (nie) cieszy
Chociaż kwas polimlekowy stosuję od kilkunastu lat, to modny i popularny w większości gabinetów stał się on od niedawna. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, a z drugiej niestety nie, gdyż to co modne w medycynie estetycznej przechodzi zawsze fazę dużego niezrozumienia co do istoty, zanim zarówno specjaliści, jak i pacjenci, nauczą się do czego naprawdę dana metoda służy. A do tego dochodzi problem (z racji mody) pseudospecjalistów, którzy stosują kwas polimlekowy, choć tak naprawdę nie wiedzą, co stosują i co robią.
Teraz mamy fazę, gdy wszyscy się na ten preparat rzucają (i wykonujący zabiegi i pacjenci), co jest realnym problemem, bo kwas polimlekowy wymaga dużej wiedzy na temat stosowania go i jej brak skutkuje błędami przy wykonywaniu zabiegów oraz trudnymi w korekcie powikłaniami.
Gdy zaczynałem stosować kwas polimlekowy 12 lat temu, takich problemów nie było. Używali go specjaliści z dużo większą świadomością – można powiedzieć, że ci, którzy się na nim poznali – podochodzili do niego poważnie, i mimo iż był preparatem wymagającym, zainwestowali czas w nauczenie się go. Myślę, że za parę lat też nie będzie problemów ze stosowaniem kwasu polimlekowego, ale teraz mamy fazę „błądzenia”. I na tym błądzeniu się skupię, czyli spróbuję wyjaśnić, z czego wynikają błędy profesjonalistów w stosowaniu kwasu polimlekowego.
Błędy profesjonalistów w stosowaniu kwasu polimlekowego
1/ Brak wiedzy o preparacie w sensie zrozumienia, co to jest i jak to działa
Zupełnie jakby ktoś nie miał zrozumienia, czym się różni krewetka od fasolki szparagowej. I to jedzenie, i to jedzenie. Tymczasem różni się nie tylko smakiem, konsystencją, zawartością składników odżywczych, ale też np. dla wegetarian kluczowe znaczenie ma to, że jedno jest mięsem, a drugie nie.
Jeszcze jedno porównanie przychodzi mi do głowy. Kwas polimlekowy to nowy produkt, powiedzmy, że jest samochodem z automatyczną skrzynią biegów. Ktoś kto wcześniej jeździł wyłącznie samochodami z manualną skrzynią biegów i myśli, że i to samochód i to samochód, i wsiądzie do tego nowego bez przygotowania, może popełnić błędy skutkujące nawet wypadkiem. A jak wsiądzie np. do samochodu tesli z wolantem zamiast kierownicy, to zupełnie nie będzie wiedział, jak się tym posługiwać.
W przypadku nieznajomości kwasu polimlekowego chodzi o wiele aspektów, np. o to jak on działa na tkanki, jaką ma konsystencję, ale też w jaki sposób może się w tkance zachować.
Zobacz koniecznie:
Kwas polimlekowy – powikłanie: plastikowe policzki i grudy pod oczami
2/ Zła kwalifikacja pacjentów
Trochę jest to związane z punktem pierwszym, ale pośrednio – na tej zasadzie, że jak nie wiem, czy samochód, którym jeżdżę działa na benzynę, olej napędowy czy gaz, to mogę nie wiedzieć jak go zatankować. Mogę podjechać na stację benzynową i akurat dobrze trafić, ale to loteria. Na tej zasadzie niektórzy „specjaliści” robią kwas polimlekowy każdemu, kto się nawinie, w tym także osobom, które nie powinny mieć tego zabiegu, bez refleksji, że dopasowanie paliwa do pojazdu ma znaczenie. Chodzi nie tylko o kwalifikację medyczną, ale i estetyczną.
I tutaj wchodzi do gry jeszcze jeden aspekt – zarobkowy. Preparat proponuje się bez sensu nawet 25-letnim osobom. Czy są ku temu wskazania? W większości przypadków nie, a robi się to wyłącznie dlatego, że preparat jest modny (więc na tej fali można go wcisnąć każdemu) i drogi (więc można dobrze na nim zarobić). Na pewno dwudziestokilkulatce przy takiej kwalifikacji do zabiegu kwas polimlekowy nie pomoże, a może zaszkodzić.
Mamy więc podwójnie złą kwalifikację – wynikającą z nieznajomości preparatu oraz chęci zarobienia za wszelką cenę.
Polecamy:
Kwas polimlekowy – Pseudoeksperci i powikłania w postaci obrzęku pod oczami
3/ Podawanie nie w takiej ilości i nie w takim stężeniu jak powinno być
To także jest powiązane z punktem pierwszy, a trochę też z drugim. Im więcej się poda, tym lepszy zarobek, to oczywiste. Ale też, jak ktoś nie wie jak preparat dokładnie działa, to trudno jest precyzyjnie ocenić, ile go trzeba.
Trudność wynika z charakteru preparatu. Dla porównania, w przypadku kwasu hialuronowego od razu widać realny efekt, a tutaj trzeba go przewidzieć, bo efekt wypełnienia jest rezultatem narastającego w czasie kolagenu, i trwa to nawet kilka miesięcy od zabiegu.
Moim zdaniem trzeba te zabiegi robić przez 2-3 lata, aby naprawdę nabrać orientacji, ile preparatu podawać. Tu chodzi nie tylko o technikę i umiejętność przewidywania, co się stanie z twarzą/ciałem, gdy kolagenu przybędzie w miejscu podania preparatu, ale też o to, by zetknąć się z różnymi pacjentami, różnymi rodzajami tkanki, problemów, indywidualnych uwarunkowań pacjentów.
Do tego czasu trzeba być mocno uważnym, bo albo nie będzie efektu albo będzie przesadzony. Oczywiście, można mieć instrukcje i pewne uśrednienia, ale istotne jest to, by wiedzieć, że one często mają się nijak do rzeczywistości, więc i tak trzeba wypracować własną metodą na bazie własnego doświadczenia i dużej liczby przeprowadzonych zabiegów.
Czytelnicy bloga piszą do mnie czasem, że mieli zabieg kwasem polimlekowym i on nie zadziałał. Pytają, dlaczego. Najczęściej mam za mało danych, by odpowiedzieć na takie pytanie. Może się jednak zdarzyć, że przyczyną była za mała ilość preparatu, że mógł być źle podany (nie w to miejsce, co trzeba, nie na taką głębokość), że trafiła się osoba, u której ten preparat słabo działa, lub że nie jest to kwas polimlekowy. To ostatnie wydaje się na pierwszy rzut oka niemożliwe. A jednak były już tego typu praktyki w historii medycyny estetycznej – podszywanie się pod zabieg/urządzenie/preparat. Dzieje się to najczęściej przy popularnych produktach i przy takich, że ich charakter umożliwia wciskanie ludziom kitu. Np. bywało tak przy kriolipolizie i RF mikroigłowej, że stosowano inne zabiegi (inne urządzenie) mówiąc, że to właśnie te – popularne i modne.
Z punktu widzenia dojrzałości rynku nazwałbym to chorobą wieku dziecięcego, która musi się zdarzyć niestety. Lekarz, który dopiero uczy się, musi metodę zwalidować, i nie zrobi tego w czasie kursu który z założenia jest za krótki, omawia wybrane przypadki, przekazuje wiedzę jednostronnie od producentów i ma charakter jednak w dużej mierze marketingowy.
4/ Osoby wykonujące zabiegi nie są przygotowane na radzenie sobie z powikłaniami
Specjaliści w medycynie estetycznej generalnie słabo sobie radzą z powikłaniami. Tutaj dodatkowym problemem jest to, że z powikłaniami po kwasie polimlekowym postępuje się inaczej niż np. z powikłaniami po kwasie hialuronowym. Okazuje się niestety, że nie wszyscy to wiedzą, a co gorsza – nie zastanawiają się nad tym wcześniej (a moim zdaniem refleksja nad tym jest niezbędna, zanim w ogóle ktoś podejmie się robienia zabiegów), a potem w panice robią rzeczy niepotrzebne (najczęściej) lub szkodzą (na szczęście rzadziej).
Zobacz też:
Poprawiam po innych. Powikłania w medycynie estetycznej
Dynamika zmian
To co opisałem dotyczy błędów w miarę rzetelnych profesjonalistów, czasem bardziej „profesjonalistów”, generalnie – osób, które wykonują zabiegi. Coś takiego przy aktualnej skali popularności kwasu polimlekowego (producenci i dystrybutorzy mocno inwestują w marketing i sprzedaż) prawdopodobnie będzie się działo jeszcze przez parę najbliższych lat. Nie da się tego wyeliminować w ciągu paru miesięcy czy nawet roku.
Istnieje pewien schemat: wzrost popularności jakiejś metody – wzrost powikłań (wynikający zarówno ze skali zabiegów, jak i z początkowej fazy nieumiejętności, czasem też bagatelizowania powagi metody) – ustabilizowanie się i spadek powikłań w miarę zdobywania doświadczenia (pod warunkiem oczywiście, że sama metoda jest dobra).
Taką dynamikę można było zaobserwować przy kwasie hialuronowym. W miarę popularności i jego promowania, rosła liczba powikłań, a także zmieniał się i ich rodzaj. Aktualnie nadal są z powikłaniami problemy, ale dużo mniejsze niż w szczycie popularności kwasu hialuronowego, i wynikające teraz bardziej z jakości tańszych preparatów niż braku profesjonalizmu osób wykonujących zabiegi (ich nieznajomości produktu, złej techniki wykonania czy niewłaściwej kwalifikacji pacjenta).
W przypadku kwasu polimlekowego mamy do czynienia z produktem trudniejszym w stosowaniu, mniej popularnym i masowym niż kwas hialuronowy, więc ten czas prób i błędów, czyli powikłań, może być dłuższy.
Medialność i popularność kwasu polimlekowego powoduje, że zabierają się za robienie niego niekompetentne osoby – co z tego może wyniknąć wolę sobie nie wyobrażać.