Kiedy rozpoczynałem temat stymulatorów tkankowych na blogu, wiedziałem, że wzbudzę wiele kontrowersji, ale nie sądziłem, że życie samo napisze nowe scenariusze, tak zaskakujące, że wykraczające poza moją wyobraźnię. I że tego tematu będę wracać kilkukrotnie.
Taki będzie dzisiejszy przypadek. Tym razem nie chodzi o kwestie bezpieczeństwa tych preparatów, bo o tym już pisałem. Nie chodzi o roztrząsanie czy są skuteczne (i dlaczego nie tak jak to się reklamuje), bo o tym już pisałem. Nie chodzi o problemy z certyfikacją, bo o tym też już pisałem. Nie chodzi nawet o nietypowe i nieprzewidywalne powikłania, bo i o tym, jak wiadomo, już pisałem.
Zobacz też:
Zaburzenia wzorku – groźne, nietypowe powikłanie po podaniu stymulatora tkankowego
Dziś będzie o tym, że stymulatory tkankowe dla niektórych pacjentów mogą się okazać najdroższym zabiegiem medycyny estetycznej, bo zapłacą bardzo dużo… za nic.
Moją pacjentką była ostatnio początkująca kosmetolożka, więc miałem okazję porozmawiać z nią o różnych zabiegach, a także zakresie odpowiedzialności w przypadku wykonywania niektórych zabiegów medycyny estetycznej przez nie-lekarzy. Gdy rozmowa zeszła na stymulatory tkankowe, kobieta opowiedziała mi o niektórych praktykach, z jakimi spotkała się w gabinecie, w którym pracowała i z którego szybko odeszła, bo nie chciała brać udziału w nieuczciwym procederze. I tak rozmowa niespodziewanie zeszła na praktyki stosowane w gabinetach kosmetycznych.
Otóż zabiegi w miejscu gdzie pracowała. sprzedawane jako zabiegi stymulatorami tkankowymi, wykonywane były… SOLĄ FIZJOLOGICZNĄ. Jak to możliwe!? Kupowano kilka oryginalnych stymulatorów (różne rodzaje) oraz sól fizjologiczną. Następnie strzykawkę po stymulatorze napełniano solą fizjologiczną i udawano przed pacjentem, że jest to właściwy preparat.
Przyznaję, że zatkało mnie, gdy to usłyszałem. Dobra wiadomość jest taka, że w tym gabinecie przynajmniej… nikogo nie krzywdzili, bo sól fizjologiczna nie wywołuje powikłań. Piszę to z przekąsem, bo postępowanie takie jest ogromnym oszustwem. A możliwe jest ono, bo natura stymulatora daje duże pole popisu, jeśli chodzi o różnego rodzaju manipulacje. Jest to zabieg, którego efektu… nie widać. A skoro tak, to trudno pacjentowi byłoby udowodnić, że miał podany fejkowy preparat, np. sól fizjologiczną.
Zobacz też:
Stymulatory tkankowe – co to jest
Z toksyną botulinową tak się nie da, bo jej efekt jest w jednoznaczny sposób widoczny, następuje paraliż mięśni, zmarszczki się prostują. Z laserem też tak się nie oszuka, bo po zabiegu widać zmiany na skórze. Ze stymulatorem objętościowym (np. Sculptra czy Ellanse) też tak się nie da zrobić, bo po jego użyciu efekt narastania tkanki – mimo iż po czasie – jest zauważalny. W każdym powyższym przypadku pacjent po prostu zorientuje się, że coś jest nie tak.
A przy stymulatorze tkankowym mowa jest o pobudzaniu komórek, i to nie za mocnym, więc to, co w efekcie się zadziewa w skórze jest… niezauważalne dla pacjenta. W dodatku bardzo często sprzedaje się te zabiegi młodym osobom, 25-35 lat, u których z reguły niewiele jest do poprawiania, więc efekt jest niewidoczny lub wyłącznie odczuwalny subiektywnie.
Czy to, co usłyszałem, to odosobniony przypadek, czy już powszechna praktyka? Nawet nie próbuję odpowiadać na to pytanie, ale raczej należy założyć, że skoro zdarzyło się to w jednym miejscu, to ktoś inny też wpadł na podobny pomysł. Policzmy, jaki zysk! Sól fizjologiczna plus igła to koszt dla gabinetu około 3 zł, a koszt zabiegu dla klienta to 500 zł lub więcej. Co więcej, zaszkodzić praktycznie się nie da, więc pacjent nie będzie się „czepiać”. I tak można „golić naiwne owieczki”, albo proponować niesamowite promocje na zabiegi stymulatorami. W końcu przy koszcie zabiegu 3 zł, nawet jak nieuczciwy gabinet weźmie 300 zł, to i tak wychodzi bardzo dobrze na swoje. Naprawdę genialne oszustwo w swojej prostocie i konstrukcji.
Jak się przed tym uchronić, jak nie dać oszukać?
Zostawiam do analizy i wyciągnięcia wniosków.