W kwietniu napisała do mnie kobieta, która kilka tygodni wcześniej, w marcu, miała wykonany na lwią zmarszczkę zabiegi nićmi PDO. Jej historia pokazuje wymyślanie na siłę niektórych zabiegów, które są oferowane przez gabinety medycyny estetycznej.
Ponieważ zarzuca mi się czasem, że gdy piszę o błędach w wykonywaniu zabiegów estetycznych to „zawsze” stawiam w złym świetle osoby z wykształceniem kosmetycznym i kosmetologicznym, co nie jest prawdą, dodam od razu, że w tym przypadku zabieg wykonywała lekarka.
Trójząb na czole
U kobiety po zabiegu pojawiła się opuchlizna. To normalne, że po zabiegach, w których występuje uraz, ukłucie, wprowadzenie obcego ciała, itp. mogą się pojawić: obrzęk, jakieś stwardnienie, czy nierówność. Mogą się one utrzymywać od kilku dni do 2-3 tygodni.
Ale u kobiety, która do mnie napisała, problem zamiast zanikać, nasilał się. Dodatkowo, cały czas odczuwała bolesność w miejscu po zabiegu, czasem kłucie.
Najgorszy był jednak sam efekt „zlikwidowania” lwiej zmarszczki. Chociaż zdjęcia nie są idealnej jakości, widać, że na czole, w miejscu podania nici, kobieta ma coś w rodzaju… trójzębu. Wiadomo, że nie o taki efekt zabiegu jej chodziło.
„Nic się nie dzieje”
Kobieta po około tygodniu od zabiegu konsultowała się z miejscem, w którym miała wstrzyknięte nici. Powiedziano jej, że „nic się nie dzieje”, niemniej dostała antybiotyk doustnie i maść sterydową do smarowania czoła. Postępowanie właściwe na tym etapie po zabiegu. Ale czas dalej mijał, a problem się nie wyciszał, nie było poprawy.
Ponieważ kobieta czuła, że objawy, jakie ma, nie do końca są zgodne z tym, jak naprawdę powinna się czuć i wyglądać po zabiegu, napisała do mnie.
Mój komunikat po obejrzeniu i przeczytaniu opisu był klarowny i jednoznaczny, nici są do wyjęcia. Wygląd sam się nie poprawi, nierówność się nie zniweluje. Za długo to trwa i za mocno jest nasilone. Potrzebny jest zabieg chirurgiczny.
Czy da się rozpuścić nici?
Kobieta była spoza Warszawy. Miała nadzieję na wyjście z powikłania bez drastycznych zabiegów wyciągania nici i otrzymując pomoc w miejscu, w którym miała wykonywany pierwotny zabieg. Pisząc do mnie, równolegle pozostawała więc w kontakcie z tamtym miejscem, i informowała mnie, co się z nią dzieje. A działo się to, że z powodu pogorszenia stanu, zamieniono jej maść na steryd doustny. W maju, mniej więcej po miesiącu od pierwszego kontaktu ze mną, kobieta pisała, że nadal jej stan się pogarsza i dopytywała, czy da się nici usunąć nieinwazyjnie, np. rozpuszczając je RF. Odpisałem, że nie, że nici są do wyjęcia, i na tym nasza korespondencja się urwała.
Zobacz też:
Opadająca skóra po zabiegi – nowe powikłanie po RF mikroigłowej
Blizny po usunięciu nici
Kobieta odezwała się ponownie pod koniec lipca. Napisała, że ponieważ jej stan się nie poprawiał, trzeba było, tak jak sugerowałem to od początku, usunąć nici. Przed usuwaniem nici uspokajano ją, że nie będzie miała blizn, ale oczywiście blizny pozostały. Dlatego do mnie zwróciła się tym razem się z pytaniem, co dalej, jak pozbyć się blizn. W tamtym gabinecie zaproponowano jej, jako zabieg na blizny, zwykłe fale radiowe. Czytelnicy mojego bloga wiedzą z pewnością, że nie jest to dobry wybór. Ja napisałem, że najlepszy będzie laser frakcyjny CO2.
Zamiast redukcji lwiej zmarszczki blizny
Założony cel zabiegu był taki, żeby wyrównać lwie zmarszczki poprzez wypełnienie ich nićmi PDO. Efektem było natomiast: włożenie i wyjęcie nici, blizny po ich usunięciu, a po drodze leki obciążające organizm (antybiotyki i sterydy) i efekt na zmarszczki bez zmian.
Co poszło nie tak? Wszystko, zaczynając od samego pomysłu, żeby na lwią zmarszczkę na czole zastosować nici PDO.
Nici PDO, szukanie nowych nisz wbrew rozsądkowi
Dla mnie wykonywanie na lwią zmarszczkę nici PDO jest przykładem pewnego naciągactwa w medycynie estetycznej, z lekceważeniem rozsądku. Zjawisko to podsycane jest samym stylem funkcjonowania rynku medycyny estetycznej, który robi się konkurencyjny, więc szuka się na nim nisz, typu wypełnianie zmarszczek na czole czy lwiej zmarszczki za pomocą nici.
Zacznijmy od podstawowego pytania. Dlaczego 10 lat temu, gdy nici PDO pojawiły się w gabinetach medycyny estetycznej i świętowały swoją (niezasłużoną, jak się okazało po czasie) ogromną popularność, nie wykonywało się tego zabiegów, a teraz się je robi? Z punktu widzenia technicznego nie jest to trudne, bo wkłucie się na czole, na policzku czy na brodzie jest bardzo podobne. A jednak takich zabiegów się nie robiło?
Odpowiedź jest prosta – bo w tym miejscu nie ma to sensu w większości przypadków lub jest ryzykowne.
A dlaczego robi się teraz? Żeby tym marketingowym wrzuceniem nici do takiej niszy przedłużyć ich funkcjonowanie na rynku.
Tu od razu zapowiadam, że o niciach PDO w medycynie estetycznej napiszę niedługo więcej – gdyż mam sporo nowych informacji własnych oraz obszerny przegląd najnowszych badań na ich temat.
Wprowadzam i… porzucam (gdy nie działa)
Nici PDO to jeden z zabiegów, który szybko wprowadziłem do swojego gabinetu, a jeszcze szybciej go porzuciłem. Są nawet ślady tego na moim blogu.
Prawie 10 lat temu byłem pierwszym lekarzem w Polsce, który zaczął stosować te nici. Jeździłem się szkolić do Hiszpanii [zobacz: Smart lifting z użyciem nici ]. Jednak potem zacząłem się wycofywać. Najpierw ograniczyłem liczbę zabiegów do pewnych w miarę sensownych wskazań, a potem niemal całkiem z nich zrezygnowałem za wyjątkiem nici haczykowych. Czasem mi się zdarza je wykonać, jak ktoś musi mieć efekt od razu.
Kilka lat temu opisywałem na blogu, dlaczego nici nadają się do tylko nielicznych zastosowań: Nici – trendy czy passe
Od efektu wow, do tworzenia nisz
Warto prześledzić tę historię, bo ona nie jest wyjątkiem – jeśli chodzi o różnego rodzaju nowości w medycynie estetycznej, schemat jest podobny. A jak on wygląda? W skrócie następująco.
Etap pierwszy to efekt „wow”, metoda wydaje się dobrze działać, w dodatku jest promowana, pacjenci chętnie z niej korzystają. Jest to etap nowinki, nowości. Czasami nawet nie jest to prawdziwa nowość, ale tak jest przedstawiana.
Etap drugi, zaczyna wychodzić prawda w praktycznym zastosowaniu, ale też w badaniach, albo powikłania, albo brak oczekiwanej skuteczności. Mija też efekt nowości. I tutaj następuje weryfikacja czy metoda, urządzenie, preparat jest ok, taki sobie czy słaby. I wydawało by się, że to jest moment „oddzielania ziarna od plew”, że to co okazało się słabe znika. Ale niekoniecznie! Czasami pomimo, że słaby preparat/urządzenie żyje swoim życiem i jego kariera się rozwija wchodząc w kolejna fazę.
Etap trzeci, zainteresowanie metodą nadal jest podsycane, ale teraz już nie tylko przez dystrybutorów i producentów, ale też przez lekarzy, którzy np. zainwestowali w urządzenie, preparaty, szkolenia, robią więc zabiegi, żeby im się to „zwróciło”. Ci, co się zachwycali na początku rzetelnie wykonują zabiegi często przestają robić na tym etapie, ale pojawiają się inni, „świeżynki”, bo rynek jeszcze zareagował wystarczająco szeroko, więc reklama/marketing/zachęty są silniejsze niż informacje o słabościach metody czy preparatu.
Etap czwarty: poszerzanie grupy docelowej, zejście z ekskluzywności i danie dostępu do metody nowym grupom, np. kosmetologom, czy kosmetyczkom. To ma wiele zalet z punktu widzenia sprzedaży, ale nie będę opisywać tego szerzej.
Etap piąty – szukanie różnych nisz, specjalnych zastosowań, żeby biznes się kręcił.
Biznes musi się kręcić
Pokazany przypadek jest właśnie piątym etapem, kiedy niciom próbuje się przedłużyć życie nadając im dodatkowe zastosowania. Dystrybutorzy zachęcają, gabinety robią zabiegi, ale robią często niepotrzebnie. Albo te zabiegi nic nie dają, albo krzywdzą pacjentów, ale biznes się kręci. Ile to jeszcze potrwa? Nie wiem. Może dopóki ludzie nie zrozumieją, że to naprawdę nie ma sensu.
To też nie jest tak, że nici nie dają żadnego efektu, ale ten efekt można uzyskać inaczej, lepiej, łatwiej, skuteczniej. Jedno jest pewne, nie da się uzyskać efektu stosując tak mało nici, jak to zwykło się robić w zabiegach. Pewne jest też, że nie nadają się na lwią zmarszczkę, szczególnie dosyć głęboką. Przeanalizujmy dlaczego.
Nici PDO na lwią zmarszczkę
W opisanym przypadku mamy do czynienia z powikłaniem, ale niezależnie od tego czy aż tak źle kończy się zabieg, zasada jest prosta: na lwią zmarszczkę nici się nie robi się, bo ciężko uzyskać nimi dobry efekt. Dzieje się tak z kilku powodów. Czoło to okolica niewdzięczna anatomicznie. Znajdują się tutaj silne mięśnie. Najczęściej efekt przy podaniu jednej nici na zmarszczkę będzie zerowy (to tak jakby ktoś wsadził tam włos i myślał, że zmarszczka się wypełni) lub – gdy dojdą dodatkowe negatywne czynniki, jak w przypadku tej kobiety, powstanie… trójząb.
Nić w zmarszczce jak rura w wąwozie
Skoro o podaniu jednej nici na jedną zmarszczkę mowa, to gdybyśmy obejrzeli zmarszczkę w przekroju poprzecznym to zobaczymy coś na kształt wąwozu. A teraz wyobraźmy sobie że wkładamy do tego wąwozu pręt, z nadzieją, że oblepi się on materią organiczną tak, że wyrówna wąwóz.
To dokładnie obrazuje sytuację, gdy do zmarszczki wsadzamy jedną nitkę, z nadzieją, że ona nam tę zmarszczkę czy bruzdę wyrówna. To jest niemożliwe. Mogłoby się o zdarzyć, gdybyśmy wąwóz wypełnili wieloma prętami (zmarszczkę – wieloma nićmi), ale też z zastrzeżeniem, że w praktyce to się jednak nie sprawdzi.
Żeby wyjaśnić, dlaczego, tym razem sięgnę po analogię do uzupełnianie kanałów zębowych gutaperką. Są to cieniutki gumowe niteczki, które wciska się w kanał zębowy i ubija jedna przy drugiej, tak aby szczelnie ten kanał wypełniły. Dzięki temu jest to skuteczna metoda wypełnienia kanałów zębowych, które są nierównomierne w przekroju, zakrzywione. Ale gdyby nawet teoretycznie po taki pomysł wypełniania zmarszczek sięgnąć, czyli upychać je bardzo dużą liczbą nici, to technicznie nie da się tego zrobić. Przede wszystkim ze względu na miękkość i ruchomość tkanek dookoła (kanał zębowy jest dla odmiany otoczony sztywnymi tkankami-kością korzenia zęba). Ale też z powodu techniki podawania. Nici PDO wprowadza się się igłą, które jest kilka razy grubsza niż sama nić. Więc wkładanie ciasno nitka przy nitce, i upychanie ich, nie jest po prostu możliwe.
To wszystko pokazuje, że zabieg tego typu – wypełnianie bruzd i zmarszczek na czole – nie ma większego sensu. Nie będzie skuteczny (to… pozytywy scenariusz) lub, co gorsza, skończy się powikłaniami i blizną po wyjęciu nici.
Zobacz też:
Lwia zmarszczka – martwica po wypełnieniu kwasem hialuronowym
A do tego… choroba autoimmunologiczna
Kobieta pytała mnie, co mogło się wydarzyć, dlaczego tak zareagowała na zabieg. Jedną z rzeczy, które jej zasugerowałem od razu, oprócz wyjęcia nici, było zrobienie badań diagnostycznych. Dziwię się, że nie zaproponowano jej tego, gdy wyszły komplikacje po zabiegu. Okazało się, że ma chorobę autoimmunologiczną, co mogłoby wyjaśniać jej reakcję na nici. To też potwierdza, że nie ma stuprocentowo bezpiecznego preparatu. Nawet nici PDO (co do których wydaje się, że wystarczającą gwarancją bezpieczeństwa jest to, że używane są np. w chirurgii do zszywania ran) mogą wywołać negatywną reakcję organizmu.
W przypadku tej konkretnej kobiety prawdopodobnie nałożyły się dwie przyczyny – choroba autoimmunologiczna oraz wybór miejsca na zabieg. Prawdopodobnie, gdyby miała podaną nić w policzek, nic by się nie stało.
Natomiast nić wsadzona w ruchome czoło była stale podrażniana, bo ta okolica jest bardzo ruchoma. Nić ma konsystencję żyłki, ze swoim początkiem i końcem. Te końcówki mogły wywoływać odczucie kłucia, o którym wspominała kobieta. Trochę jak z kamykiem w bucie. Gdy siedzimy nie będzie nam przeszkadzał, bo się ułoży w bucie. Ale przy chodzeniu będzie podrażniał stopę.
Podsumowanie
Zakładam, że ta historia będzie miała happy end, bo przy dobrej terapii blizny da się w 3-4 miesiące zredukować na tyle, że nie będą przeszkadzały, ale… jest kilka wniosków:
Nie ma bezpiecznych metod w medycynie estetycznej. Nawet nici PDO mogą wywołać powikłania.
Nie robi się zabiegów nićmi na czoło bezrefleksyjnie! Tu mógłbym powiedzieć ogólniej – w decydowaniu się na zabiegi trzymajmy się zdrowego rozsądku. Jeśli nagle pojawia się nowy zabieg z nićmi, którego nie było, to trzeba się zastanowić, dlaczego, skoro w samych niciach się nic nie zmieniło. Skąd nagle nici na lwią zmarszczkę? Modyfikacje i nieodpowiednie użycie może powodować realne problemy. Problem w tym, skąd pacjenci mają o tym wiedzieć. Czasem nawet lekarze nie wiedzą, tylko wykonują bez sensu zabiegi, które są im zachwalane przez dystrybutorów preparatów.
Ja mocno staję po stronie pacjentów.
Czasem idą na zabiegi, jak owieczki na rzeź, nieświadomi tego, co może ich spotkać.
Wiem, że to jest mega trudne, będąc pacjentem, ocenić, jaki zabieg ma sens, a jakie nie. Jedyne więc, co mogę zrobić, to pisać o takich przypadkach na blogu. Może ileś osób to przeczyta i gdy zaproponuje im się nici na czoło, zapali się u nich lampka ostrzegawcza w głowie. Może też osoby, które robią pacjentom takie zabiegi, nieświadome, że nie mają one sensu, wycofają się nich. Niewykluczone, że tamta lekarka była na jakimś szkoleniu, na którym zachęcano do robienia nici w lwią zmarszczkę. Jak ktoś nie ma zmysłu krytycznego, nie filtruje tego typu informacji, to bierze wszystko, co dystrybutorzy wciskają. Być może ta lekarka nie miała wcześniej powikłań, więc od głowy jej nie przyszło, że czoło i nici się wykluczają w medycynie estetycznej.
Artur | 2022/09/17
|
Dziękuje za ten artykuł. Jestem na etapie szukania metod na zniwelowanie utrwalonych, statycznych zmarszczek między brwiami bo botoks w moim przypadku ich całkowicie nie usuwa. zaproponowano mi zabieg nićmi co prawda nie pdo tylko biostymulującymi typu darvin lub plla, ale miałem wątpliwości co do tej metody aż do teraz 🙂 wypełnienie tych zmarszczek też nie wchodzi w grę ze względu na ryzyko powikłań naczyniowych w tej okolicy. ciekaw jestem jakie ma pan doktor metody do zaproponowania w przypadku utrwalonych zmarszczek mimicznych między brwiami?
Magdalena | 2024/05/05
|
Miałam podobna sytuację. Kosmetyczka wprowadziła jeda nic za płytko. Koncowki Nici były WYCZUWALNE a na skórze widoczne było podobne pofałdowanie. pod końcówka nici pojawiło się zaczerwienienie jakby mała ranka. nic była tak płytko że popychając ją przebiłam skórę i wyjęłam ją sama. na szczęście skończyło się bez żadnych powikłań. był to mój pierwszy i ostatni zabieg z zakresu medycyny estetycznej. wyrazy szacunku i uznania za wiedzę i etykę panie doktorze.