W kwestii szkodliwości słońca eksperci podzielili się na dwa obozy. Pierwszy z nich uważa, że słońce jest wyłącznie bardzo szkodliwe dla człowieka, mając na uwadze procesy starzenia i ryzyko nowotworów skóry, i że najlepszym rozwiązaniem byłoby całkowite jego unikanie. Druga grupa twierdzi, że w obliczu korzyści, jakie płyną dla człowieka z obecności słońca (np. wydzielanie endorfin, produkcja Wit. D3) nie można patrzeć wyłącznie na jego szkodliwość, tylko obiektywnie i z rozsądkiem.
Czy słońce jest czarno-białe?
Ewolucyjnie ludzie nie istnieliby bez słońca. Najpierw było słońce, potem człowiek, więc w sytuacji, gdy ludzie wyewoluowali i od zarania swojego istnienia wyrastali w środowisku, w którym istnieje słońce (i gwarantuje życie), podkreślanie wyłącznie jego destrukcyjności jest grzechem pierworodnym. Człowiek od początku został wyposażony w mechanizmy adaptacyjne i obronne, które potrafią sobie radzić z tymi elementami oddziaływania słońca, które określa się jako szkodliwe. Pierwszy obóz od razu by na to odpowiedział, że w tej chwili mamy dziurę ozonową, której nie było 500 lat temu, więc ilość szkodliwego promieniowania UV, jaka aktualnie dociera do ziemi, jest nieporównywalnie większa.
Plus wielkie ruchy migracyjne ludności, więc postęp cywilizacji, mocno wpłynął na wymieszanie się różnych ras i ich zamieszkiwanie w różnych szerokościach geograficznych, „biała” rasa w miejscach o dużej ekspozycji słońca (np. Australia), a ciemna czy czarna rasa w miejscach o mniejszej ekspozycji słońca (np. USA).
To prawda, ale drugi obóz ma na to kontrargument – ekspozycja człowieka na słońce też się zmieniła na przestrzeni ostatnich wieków. Kiedyś mało kto siedział w domu, większość ludzi przebywała na zewnątrz, prowadziła rolniczy tryb życia, pracowała w polu. Dzisiaj dominują aktywności i prace w zamkniętych pomieszczeniach, nawet zajęcia ruchowe odbywają się częściej w siłowniach i salach fitness niż w otartej przestrzeni. Również samo rolnictwo nie wiąże się z tak dużą ekspozycją na słońce jak kiedyś. Dzisiaj wręcz namawia się ludzi do wyjścia z domu. Na co z kolei zwolennicy pierwszej grupy powiedzą, no tak, to jest prawda, ale mnóstwo osób i często, regularnie teraz wyjeżdża na wakacje w kraje, gdzie promieniowanie jest w niewspółmiernie większej dawce. Poza tym statystyki są jasne – mamy tendencję do wzrostu liczby nowotworów skóry. To rodzi kolejne pytania. Mniejsza ekspozycja z racji zmian cywilizacyjnych, a wzrost nowotworów skóry. Więc może są też inne czynniki. Czy ten wzrost jest spowodowany wyłącznie faktem większej ekspozycji, a może bardzie stylem ekspozycji na słońce (duże dawki, wręcz poparzenia, ale rzadziej), zmianami środowiskowymi, cywilizacyjnymi, itp.
Zobacz też artykuł: Słońce – wróg czy przyjaciel?
Ja mogę do tego dopowiedzieć, że nic nie jest czarno-białe i w argumentacji obu grup jest sporo racji. Prawdą jest, że promieniowanie UV uszkadza naszą skórę, że może się przyczyniać do nowotworów skóry. Ale ma też pozytywny wpływ. Kluczem są dwa słowa: DAWKA i ROZSĄDEK, czyli rozsądne korzystanie ze słońca, bez którego życie na ziemi nie istniałoby.
Poparzenie lub krzywica
Ludzie dostosowani są do promieniowania słonecznego między innymi fototypem, czyli kolorem skóry. Na północy jest ona jasna, a im dalej na południu, tym ciemniejsza. Barwnik u osób o ciemnej skórze skuteczniej pochłania promieniowanie słoneczne i lepiej chroni skórę przed poparzeniami.
Problem może się pojawić, gdy np. rodowity Szwed pojedzie na równik. Jego skóra jest całkowicie niedostosowana do takiej intensywności padającego tam słońca. Wtedy potrzeba bardzo dużo rozsądku co do czasu przebywania na słońcu, inaczej grozi mu poparzenie skóry i ogólnie dużo bardziej destrukcyjny wpływ słońca na jego skórę.
W drugą stronę też są problemy. Gdy ktoś z Afryki przeprowadza się na północ, dawka słońca jaka tam występuje jest dla niego za mała, i istnieje ryzyko dużego niedoboru Wit. D3 i nawet krzywicy.
Czy filtr o najwyższym SPF oznacza najlepszy?
Co zatem robić? Mając na uwadze ile naukowo już wiemy i jak dalej niewiele rozumiemy na temat roli słońca w naszym życiu i kompleksowego wpływu na nasze organizmy (przeanalizowałem sobie kilka publikacji i jest trochę zaskakujących danych epidemiologicznych, to są zagadnienia niezwiązane z estetyka, ale myślę, że ciekawe i wolnej chwili postaram na ten temat napisać) moja rada jest jedna. Korzystać ze słońca, ale rozsądnie, np. chroniąc się przed nim, gdy jest najbardziej intensywne plus stosując kosmetyki z filtrami UV. Chociaż nawet w kwestii filtrów przeciwsłonecznych nie ma jednego stanowiska – jakie stosować. Dlatego przypomnę kilka kwestii związanych z preparatami z filtrami.
1/ Ponieważ mamy dwa rodzaje promieniowania UV, które dociera do ziemi (UVA i UVB) najważniejsze, aby kosmetyki z filtrami chroniły przed obydwoma. Zanim więc kupimy preparat, sprawdzajmy czy daje on ochronę przed UVA i UVB.
2/ Kolejna ważna kwestia to stopień ochrony, czyli protekcja, określana liczbą umieszczoną na opakowaniu jako skrót SPF i liczba. Im wyższa, tym większy stopień ochrony przed promieniowaniem UV, ale tylko UVB. Ale to wcale nie oznacza z automatu, że najlepszy filtr to ten najmocniejszy. Ludzie chętnie kupują preparaty z SPF 50 (i wyższe) przekonani, że są one najlepsze. W praktyce jednak to błędne założenie, bo chociaż teoretycznie ochrona w nich jest najwyższa, to w praktyce nie w sposób aż tak istotny do np. SPF 30, po drugie sam fakt „siły” ochronnej to nie wszystko, i niestety ta wyższa ochrona wiąże się z kilkoma negatywnymi aspektami, o których za chwilę.
O ile bardziej chroni preparat SPF 50 od np. SPF 30? Mówiąc obrazowo, faktor 30 oznacza, że jeśli posmarujemy się tym preparatem to możemy przebywać 30 razy dłużej na słońcu, niż gdybyśmy się nie posmarowali, do momentu poparzenia. Czyli np. bez preparatu byłoby to pół godziny, a z preparatem 30 SPF – 15 godzin (a SPF 50 – 25 godzin).
Czy to duża różnica? W liczbach bezwzględnych tak, tyle tylko, czy ktoś potrzebuje przebywać 25 godzin non stop na słońcu? Biorąc pod uwagę, że mamy dzień i noc, jest to nawet niemożliwe. Poza tym jest mnóstwo dodatkowych czynników, które sprawiają, że filtr się wyciera czy zmywa, więc w praktyce tak czy tak, niezależnie od wysokości faktora wymaga dosmarowywania.
3/ Faktor SPF można odczytać też w drugi sposób, jako stopień pochłaniania/odbicia promieniowania słonecznego przez filtr. Preparat SPF 30 zatrzymuje aż 97 procent promieniowania, a preparat SPF 50 – 98 procent, czyli różnica jest… nie taka duża, ja się nam wydaje, patrząc na liczby 30 i 50.
Ciemne strony wysokich filtrów UV
Preparaty o wysokim faktorze, jak widać, nie są aż w tak istotny sposób skuteczniejsze od niższych, za to mają kilka wad.
1 / Osoby, które smarują się preparatami z wysokim filtrem, mają fałszywe poczucie bezpieczeństwa. To sprawia, że nie pamiętają o tym, że nie wystarczy się raz posmarować i problem z głowy. Filtr się zmywa i ściera, gdy leżymy na plaży na ręczniku, gdy dotykamy ciała ręką, gdy wchodzimy do wody. Dużo rozsądniej jest się dosmarowywać filtrem 20 czy 30 SPF co półtorej godziny, niż filtrem 50 SPF co trzy (bo przecież jest dużo „mocniejszy”). Filtr działa tylko idealnie rozsmarowany i w idealnych warunkach, a trudno jest takie zachować.
2 / Leżenie na plaży i smażenie się przez kilka godzin w słońcu jest niekorzystne, niezależnie od wysokości filtra. Nawet 100 SPF nigdy nie zabezpieczy na sto procent, z wielu przyczyn, bo preparaty z filtrami chronią przed promieniowaniem UV, a mamy jeszcze inne promieniowanie słoneczne, np. promieniowanie podczerwone, które bardzo mocno przyczynia się do procesów starzenia skóry i powstawania przebarwień. Ludzie o tym nie wiedzą i beztrosko leżą na plaży wysmarowani filtrami z wysokim faktorem przekonani, że są chronieni przed negatywnym wpływem promieniowania. Dlatego zdecydowanie lepszy filtr niższy i krótsza ekspozycja na słońce, niż wyższy z długą ekspozycją, „bo przecież się chronię skutecznie, to mogę wylegiwać”.
Zobacz też: Czy kosmetyki z filtrami chronią przed przebarwieniami
3 / Mało kto wie, że kosmetyki z filtrami UVA i UVB chociaż chronią przed poparzeniem, to nie chronią całkowicie przed przebarwieniami. Jest to odkrycie ostatnich lat, że powstawanie przebarwień stymuluje nie tyko promieniowanie UVA i UVB, ale także promieniowanie podczerwone i światło widzialne, czyli pełne spektrum promieniowania słonecznego. Co więcej, kosmetyki z wysokim faktorem UV mogą wręcz te przebarwienia indukować, dlatego, że każdy kosmetyk może działać drażniąco na skórę, a kosmetyki anty UV zawierają dużo związków chemicznych mogących podrażniać skórę. Podrażniona skóra plus słońce równa się przebarwienie. Z doświadczenia widzę, że plagą są przebarwienia po stosowaniu wysokich filtrów UV, które teoretycznie miały chronić. Przy okazji powtórzę to, o czym już pisałem kilka razy, że wszelkie kosmetyki do twarzy, zwłaszcza kosmetyki kolorowe są czynnikiem drażniącym i mogą się przyczynić do powstawania przebarwień.
4/ Słońce jest niezbędne do wytworzenia Wit. D3, dlatego całkowite go unikanie czy blokowanie filtrami jest bezsensowne, bo Wit. D3 jest niezbędna człowiekowi.
Zobacz koniecznie: Jak usunąć przebarwienia – 5 złotych zasad
Jako podsumowanie powtórzę, że z mojego punktu widzenia, jako lekarza medycyny estetycznej, najsensowniejszy w kwestii słońca i używania filtrów jest rozsądek. Czyli korzystanie z dobrodziejstw słońca, ale ze stosowaniem filtrów o faktorze SPF 30, dosmarowywaniem się, ograniczeniem ekspozycji tak, by się nie sparzyć, oraz ze świadomością, że kosmetyki z filtrami nie dają gwarancji ochrony przed przebarwieniami.