Medycyna estetyczna ma wiele twarzy. Nie wszystko, co się aktualnie pod tę nazwę podciąga, jest medycyną estetyczną, przynajmniej w moim rozumieniu. To pojęcie nie tylko ewoluuje, w miarę rozwoju, ale też dewaluuje się. A tymczasem zabiegi medycyny estetycznej, tej prawdziwej, pozwalają zmienić życie pacjentów na lepsze.
Jak medycyna estetyczna odmienia życie
Wiem, że najlepiej marketingowo wyglądają spektakularne zdjęcia, ale największą satysfakcję mam nie tyle z zabiegów spektakularnych z medialnego punktu widzenia, ale z takich, które odmieniają życie ludzi (czasem idzie to w parze). A takich przypadków mam sporo. Oto kilka przykładów:
1.
Pacjentka z bliznami pooparzeniowymi, po wylaniu na dłoń wrzącego oleju, miała zaburzenia ruchomości palców, sztywność skóry. Zabiegi u mnie nie zlikwidowały całkiem blizn, ale wraz z przywróceniem ruchomości dłoni, przywróciły komfort życia pacjentce. Proces ten trwał ponad rok.
2.
Kilka razy pisałem o modelce Katarzynie Dacyszyn, oblanej przez stalkera kwasem siarkowym. Trafiła do mnie niemal od razu po opuszczeniu szpitali, w których ratowano jej życie i wykonywano przeszczepy skóry. Wkrótce miną cztery czy pięć lat wykonywania zabiegów na blizny, które ma na twarzy i ciele. Pani Katarzyna po tak ogromnych urazach i bliznach, dzięki zabiegom wróciła do normalnego życia, odzyskała też ruchomość szyi. Blizny już tak nie ciągną, nie bolą, nie powodują dyskomfortu, wyglądają lepiej od strony estetycznej, ale praca z nimi wcale się nie skończyła, bo mimo upływu czasu ciągle od czasu do czasu jakiś obszar ciała się odzywa, jakaś blizna ciągle się jeszcze przekształca, przerasta. Trudno wyobrazić sobie, co by było bez tych kilku lat zabiegów.
Zobacz koniecznie:
Katarzyna Dacyszyn – Kobieta z blizną
3.
Pisałem też o fotomodelce, u której zmiana na pierwszy rzut oka nie była spektakularna, bo była to zmiana z dobrego na jeszcze lepiej, ale za to spektakularny był wpływ tej zmiany na jej życie zawodowe. W dużym skrócie chodziło o to, aby wyglądała bardziej naturalnie, bo niejako z natury wyglądała na „zrobioną”. Bardzo subtelnymi zabiegami cofnąłem nieudane efekty tego, co próbowano osiągnąć w innych gabinetach, a potem poprawiłem piękną twarz modelki na jeszcze piękniejszą. Ta spektakularna zmiana w życiu pacjentki to wygranie ważnego castingu i odnalezienie niekwestionowanego miejsca w świecie fotomodelingu.
Ta sprawa ma ciąg dalszy, bo to wydarzyło się już kilka lat temu i pacjentka przychodzi do mnie regularnie, bo profilaktyka anti-ageing w jej zawodzie jest kluczowa, aby nie dać się zepchnąć na boczny tor przez konkurencję. Skończyła już 30 lat, a mówi, że teraz odnosi dużo większe sukcesy, niż jako 20-latka.
Jej twarz zmienia się z wiekiem, i dzięki zabiegom, w sposób bardzo subtelny i mądry. Wygląda dużo ładniej niż dziesięć lat temu. Jej twarz pojawia się na okładkach czasopism lifestylowych typu Elle, Harpers Bazaar, w wielu krajach, a jej kariera w ostatnich latach nabrała rozpędu.
To właśnie takie przypadki, gdy zmiany po zabiegach, zmieniają życie pacjentek, są dla mnie najbardziej satysfakcjonujące.
Kolejną tego typu historię opiszę w następnym tekście i już zapowiadam, że będzie to opowieść o… niemożliwym, które się dokonało. Będzie to opowieść o pacjentce, której całe dotychczasowe życie upłynęło w cieniu defektu, jaki był widoczny na twarzy i jaki był nie do usunięcia, dopóki kobieta nie trafiła do mojego gabinetu.
Zobacz koniecznie:
Przebarwienie na pół twarzy. Szokujący efekt terapii
Zanim jednak to zrobię pragnę po raz kolejny przestrzec przed pseudo-medycyna estetyczną
Podczepianie się pod cudzy sukces, czyli nadużywanie słowa „medycyna”
Dewaluacja medycyny estetycznej następuje między innymi wskutek pomieszanie pojęć i podczepiania się pseudo zabiegów pod zabiegi medycyny estetycznej. I nawet mnie to nie dziwi. Każdy sukces, niezależnie od dziedziny, jest obarczony taką ceną. Jeśli firma stworzy świetny produkt (dajmy na to np. ptasie mleczko), który odnosi sukces, od razu znajdują się naśladowcy, którzy chcą się pod ten sukces podczepić. To naturalny mechanizm. Problemem jest jednak to, że ludzie korzystający z medycyny estetycznej nie zawsze wiedzą, że tak się dzieje.
Z mojego wieloletniego doświadczenia w leczeniu powikłań po wątpliwego standardu procedurach medycyny estetycznej, i szczerych rozmowach w trakcie procesu przywracania pacjentom normalnego wyglądu, wynika, że w 95% przypadków nie mieli świadomości, że to co im zaproponowano jako zabieg z zakresu medycyny estetycznej było złym pomysłem, słabym produktem, nie miało prawa się udać. Wręcz odwrotnie, byli przekonani o odpowiednich standardach jakościowych zabiegów, które im zrobiono.
We wszystkich tych przypadkach oszustwo czy manipulacja w dużym stopniu oparta była o zaufanie do terminu „medycyna” estetyczna. W końcu medycyna z założenia nam się kojarzy z ratowaniem zdrowia, z wysokimi standardami etycznymi, z hasłem „po pierwsze nie szkodzić”, z uregulowanym prawnie rynkiem. No i z faktem, że medycyną zajmują się wykwalifikowani profesjonaliści. Te wszystkie pozytywne skojarzenia z terminem „medycyna” bezwzględnie wykorzystują „podszywacze” praktykujący pseudo-medycynę estetyczną, niestety kosztem nieświadomych pacjentów czy klientów. Jeśli ktoś kupi imitację zegarka znanej marki, nie straci na takiej transakcji tyle, ile stracić może pacjent w gabinecie medycyny estetycznej, u którego beztrosko zrobiono zły zabieg, zastosowany słaby sprzęt albo niecertyfikowany preparat, bo w tym drugim przypadku chodzi o zdrowie.
Korzystanie z pseudozabiegów jest ryzykowne. Medycyna estetyczna jest gałęzią medycyny, która upiększa, ale robi to metodami inwazyjnymi, dlatego korzystanie przez ten rynek z podróbek albo niecertyfikowanych preparatów, które wytwarzane są bez gwarancji otrzymania powtarzalności produktu, jest nieetyczne i ryzykowne dla pacjentów.
Trudno się przed tym ustrzec, bo regulacje prawne nie nadążają za życiem, a pokusa zarobku dla producentów, dystrybutorów, pośredników sprzedaży i wykonujących zabiegi, jest ogromna. Szara strefa w medycynie estetycznej jest faktem. Oprócz tego, co jest oczywiste, czyli podróbek, kiepskiej jakości produktów i braku certyfikacji, dewaluująco na medycynę estetyczną wpływa pomieszanie różnych pojęć. Niedawno pojawił się np. zlepek słów: „kosmetologia medycyny estetycznej”. „Kosmetologia” i „medycyna estetyczna” to dwa całkowicie odmienne obszary działania. Doczepianie do „kosmetologii” w jednym ciągu słownym i skojarzeniowym „medycyny estetycznej”, jest sposobem na dowartościowanie tej pierwszej. Przede wszystkim jednak jest wprowadzaniem ludzi w błąd.
Zobacz też:
Poprawiam po innych. Pacjenci z powikłaniami po zabiegach medycyny estetycznej
Rzetelna informacja, czy „będzie pani zadowolona”?
Ponieważ przeciętnemu użytkownikowi zabiegów medycyny estetycznej bardzo trudno jest się rozeznać, co jest czym, co jest wartościowe, a czemu bliżej do zaklinania rzeczywistości, warto na początek mieć choćby świadomość, że istnieją dobre i złe praktyki. Staram się je zresztą od ponad dziesięciu lat pokazywać na blogu, w mediach i w moich kanałach społecznościowych. W myśl zasady, że największy wpływ mamy na siebie i najbliżej otaczającą mnie rzeczywistość, wcielam te dobre zasady w mojej codziennej praktyce. Podchodzę do swojego zawodu rzetelnie, tłumaczę pacjentom co jest prawdą, a co półprawdą, co da się uzyskać, a co jest obietnicą bez pokrycia, nie ukrywam, że skuteczne terapie potrzebują wielu zabiegów i czasu. Nie kreuję fałszywego obrazu w stylu „będzie pani zadowolona”. Czasem nawet pacjenci zarzucają mi, że ich straszę potencjalnymi niedogodnościami i powikłaniami. A ja nie straszę, tylko przekazuję rzetelnie informacje.
Ostatnio na ciepły laser przyszła pani z nadwagą 30 kilo i powiedziałem jej szczerze, że to nie ma sensu, bo żadna metoda nieinwazyjna nie będzie skuteczna przy takiej nadwadze. A nawet inwazyjna liposukcja nie przyniesie efektu, jeśli pani wcześniej nie schudnie.
Jednak pacjentka się nie zniechęciła. Zrozumiała moje argumenty, ale wyjaśniła, że właśnie zaczęła pracować z dietetykiem nad swoją wagą, a równolegle chce robić coś dodatkowo, co będzie ją motywowało. I to jest klarowna sytuacja, gdy pacjent jest świadomy ograniczeń metody, którą chce jednak mimo wszystko stosować, bo zakłada innego typu korzyści.
Zobacz też:
Nowy laser do modelowania ciała
Jestem bardzo wyczulony na rzetelność i jasność przekazu. Prawdopodobnie dlatego, że oprócz medycyny estetycznej zajmuję się kontrolą i metodologią badań medycznych, a tam kwestie etyczne są traktowane poważnie. Niektórzy pacjenci w moim gabinecie są wręcz zaskoczeni moją rzetelnością przekazu i brakiem ubarwiania rzeczywistości. A ja wolę przestraszyć, zniechęcić i nawet stracić pacjenta, niż wprowadzić w błąd i mierzyć się z jego rozczarowaniem. Oprócz tego, co robię w gabinecie, chcę też budować bardziej globalnie świadomość, tego co w medycynie jest realne i jak wygląda jej nowoczesne oblicze – to które jest skuteczne i które potrafi odmienić życie wielu ludzi.
W ramach medycyny estetycznej spotyka się mniej lub bardziej skomplikowane zabiegi. Istnieją procedury stosunkowo proste i takie, które wymagają większej ingerencji. Wielokrotnie na blogu pisałem, że do wymagających problemów urodowych należą przebarwienia, blizny i rozstępy, ale nie są mi już one straszne, od kiedy opracowałem autorskie metody terapeutyczne. Wyzwaniem są też zabiegi odmładzające, z zachowaniem estetyki i naturalności. Wymagają one czasu, cierpliwości i zaufania pacjentów do mnie. Istnieją też prostsze procedury, ale należę do nietypowych lekarzy, którzy najlepiej się czują wtedy, gdy są stawiani przed dużymi wyzwaniami. Im coś trudniejszego i bardziej skomplikowanego, tym bardziej mnie to motywuje. Nie lubię nudy. W medycynie estetycznej fascynuje mnie to, że mimo iż zajmuję się nią profesjonalnie od 12 lat to mam w sobie otwartość na zaskoczenia. Takim zaskoczeniem może być nietypowe powikłanie albo problem, z którym mam po raz pierwszy do czynienia, albo coś co wydawało się nie do przejścia, a udało się rozwiązać.