To co jest wielką zaletą w medycynie estetycznej – mnogość dostępnych zabiegów i nowoczesnych technologii – staje się czasami jej przekleństwem z punktu widzenia pacjenta, ale też i często profesjonalistów. Bo wszyscy gubią się i nie wiedzą, co i jak wybrać, co działa a co nie.
Gotowce zamiast myślenia
Lekarz medycyny estetycznej ma obecnie bardzo duże pole wyboru metod, ich łączenia, wykorzystywania synergii, tworzenia spersonalizowanych planów poprawy defektów urody. W idealnym świecie to jest super, wielka szansa na coraz lepsze zabiegi, skuteczniejsze i bezpieczniejsze. Tylko jest pewne „ale” w tym wszystkim. To wymaga ciągłego śledzenia, czytania, myślenia, testowania, wprowadzania nowych pomysłów, ale też wycofywania się z nietrafionych. A nie każdy lekarz ma taką naturę, chce, lubi. Łatwiej się przyjmuje i stosuje „gotowce”, podrzucane i przemycane gotowe rozwiązania, czy gotowe protokoły zabiegowe.
Problem w tym, że w medycynie estetycznej gotowce często są podsyłane przez producentów czy dystrybutorów, i mówią tylko o wycinku, pokazują to co wygodne. Czemu tak się dzieje? Bo w medycynie estetycznej nie ma rzetelnego systemu edukacji, nie został on jeszcze wykształcony. Przez co źródło rzetelnych informacji albo nie istnieje, albo jest trudno dostępne. I drogi są dwie – albo lekarz może włożyć wysyłek i samemu zbierać informacje, analizować, łączyć fakty. Albo korzystać z gotowców. Co jest prostsze? To drugie. Jaki jest efekt?
Taki jak u pacjentek, które trafiają do mnie z powikłaniami [Zatkane naczynko po Ellanse]. Albo taki, jak u pacjentki, którą opisywałam ostatnio [zobacz: HIFU – dla kogo to zabieg] – robi się zabiegi niepotrzebne, albo z powodów świadomego naciągania albo niewiedzy.
Udało się! A jak się nie uda?
Do tego dochodzi powszechne przekonanie wszystkich, w tym pacjentów, że medycyna estetyczna to nie medycyna, że inwazyjność i ingerencja w organizm jest żadna. Co jest oczywiście nieprawdą! W tym lekceważeniu szczególnie przodują osoby nie będące lekarzami. I to co jest przerażające i wynikające z moich obserwacji, że pokory i ostrożności jest co raz mniej, a nonszalancji coraz więcej. Dlaczego tak się dzieje. To wynika po prostu z niewiedzy, skutkującej brakiem wyobraźni.
Dlaczego 2 letnie dziecko, nie umiejące pływać, wskoczy za starszym bratem do basenu? Bo nie ma świadomości, że w wodzie można się utopić i że trzeba umieć pływać. Skoro 10 letni brat wskoczył i jest zadowolony, to 2 latek jest przekonany, że on tak samo potrafi.
Brak wyobraźni/świadomości predysponuje w pewnym momencie do brawury. Bo oczywiście nie zawsze musimy być super świadomi i doświadczeniu, ekspertami, żeby coś się udało zrobić. Właśnie, „udało”, nie zostało świadomie dobrze zrobione, ale „udało”. Niestety jak tak się zadzieje to łatwo w naszym myśleniu utrwalić schemat – skoro 10 razy się komuś udało się wstrzyknąć komuś kwas hialuronowy i nic się nie stało, to znaczy, że nie ma prawa już nigdy nic się nie zdarzyć.